sobota, 5 listopada 2016

Ogłoszenie parafialne :D

Hej hej, oto powracam z nowym rozdziałem i nowym blogiem, na  którego serdecznie zapraszam! :D
http://kiedywokolniemanikogo.blogspot.com/ Miłego czytania!

Nieznana historia Śródziemia, Rozdział XXI: S.O.S potrzebna pomoc

Thorin wracał szybkim krokiem z posiedzenia rady. Jak donosili jego informatorzy, większość władców Śródziemia została porwana w tajemniczych okolicznościach. Oczywiście, krasnoludy poddawały w wątpliwość jego teorię o powstaniu Trzynastego, uważając, że to jedynie bajka dla niesfornych urwisów. Dalsze dyskusje nie miały chwilowo więc sensu, dlatego postanowił zająć się obroną własnego królestwa, zanim zabierze się za ratowanie świata. Poczynił pewne kroki w celu namierzenia obozowiska owego czarnoksiężnika, jak na razie jednak bez większych rezultatów. Cała sytuacja wydawała mu się na tyle absurdalna i irytująca, iż zaczął się zastanawiać, dlaczego bogowie przeznaczyli dla niego taką kabałę. Żeby odwrócić nurtujące myśli, choćby przez krótki moment, zajął się organizowaniem zajęć dla siostrzeńca. Miał już świetnie przygotowaną rozpiskę zadań, które powierzyłby Killemu. To mogłoby go troszkę rozerwać, wprowadzić w jego życie coś nowego, zapomnieć o troskach.
Podszedł do drzwi jego sypialni i zastukał do drzwi. Czekał przez krótką chwilę, po czym ponowił pukanie. Drzwi pozostały zamknięte.
-Kili, urwisie, mam nadzieję, że już wstałeś!-zawołał, tym razem pukając zdecydowanie głośniej. Odpowiedziała mu cisza. Lekko zdenerwowany, walnął w dębowe deski.
-Kili, do jasnej cholery, co to za cyrki?!-warknął, wchodząc do pokoju. Zdębiał, nie widząc w nim siostrzeńca, ani tym bardziej jego rzeczy. Rozejrzał się i dostrzegł na łóżku list. Podniósł go szybko. Był zaadresowany do niego.

Drogi wuju,
Jeśli znalazłeś ten list, to oznacza, że jestem już daleko od Ereboru, gdzieś na skraju dwóch puszcz, które przecina rzeka. Nie są oznaczone na naszych mapach, ale wiem, że z łatwością je odszukasz. Trafiłem na trop Fillego i na razie nim podążam. Avis mi towarzyszy; ostatnio zrobił się niespokojny, Ivanne musi być więc blisko. Nie mogłem dłużej czekać, aż rada coś zdecyduje, nie mamy tyle czasu. Przekazałem Nocnej Straży wszystkie potrzebne informacje. Od Ciebie zależy, co z nimi zrobisz.
Bądź dobrej myśli 
Kili

Zgniótł list, wybiegając z pokoju. Pędem ruszył ku kwaterze Nocnej Straży.

...../...../...../...../...../...../...../..../...../

Ivanne obudziła się z tępym, pulsującym bólem w okolicy dołu czaszki. Zamrugała oczami, próbując zorientować się w swojej sytuacji. Ujrzała rozmazane kontury drzew i liści. Podniosła głowę               z jękiem, podpierając się na łokciu.
-Obudziłaś się-usłyszała, cichy, melodyjny głos z prawej strony. Spojrzała w tamtym kierunku, przyglądając się postaci.
-No co ty...-wymamrotała, siadając. Pomału odzyskiwała ostrość obrazu.
-Wiesz, to było nierozsądne, samej zakradać się do...
-Nierozsądne to było przeszkadzanie mi w robocie.-przerwała mu, rozglądając się za swoim dobytkiem.
-Sama i tak byś tam nie weszła. Jest za dobrze strzeżona.
-Na pewno byłoby mi łatwiej zakraść się tam samej.
-A może jednak byś...
-Kim ty w ogóle jesteś? - wtrąciła mu się w połowie zdania. Ból ustąpił.
Mężczyzna spojrzał jej w oczy.
-Przywódcą Ruchu Oporu.

..../...../...../..../..../...../...../..../...../...../

Kili spojrzał na mapę. Ten obóz powinien być niedaleko. Rozejrzał się po okolicy, upewniając się, gdzie jest. Zwinął pergamin.
-Avis, masz coś?
Wilk podszedł do niego, zwieszając głowę. Kili westchnął ciężko, drapiąc go za uchem.
-No dobra, może natrafimy na coc po drodze. - poprawiał miecz u pasa, gdy za nim rozległo się rżenie konia. Odwrócił się szybko, napinając łuk.
-Spokojnie chłopcze, chcesz zaatakować bezbronnego starca? -jeździec uśmiechnął się do niego, pykając kółeczko dymu z fajki.
-Gandalf-odetchnął młody krasnolud z ulgą, opuszczając broń-co ty tu robisz?
-Myślę, że nasze cele są zbliżone. Chodź, przydasz mi się.
-Muszę odnaleźć brata i siostrę.-odparł stanowczo Kili.
-Znam kogoś, kto ci pomoże.-Gandalf spojrzał na niego z nutą rozbawienia w oczach. Kili, zawahał się przez chwilę, po czym ruszył za czarodziejem.

...../...../...../....../...../..../...../...../...../

Ivanne szła za tajemniczym mężczyzną, który przedstawił się jako Drayen, niegdyś kapitan straży u króla Thranduila. Opowiedział jej o Thronie, Filim i Kilim, jak kilkanaście lat temu przyszyli do władcy elfów z prośbą o lekarstwo. Zasępiła się, wspominając; tak dawno już ich nie widziała. Jak cudownie byłoby uścisnąć tatę, powygłupiać się z Kilim, czy posłuchać niezwykłych przygód Fillego. Westchnęła ciężko, nie zważając na to, gdzie stąpa, ani o czym mówi jej przewodnik.
-Słuchasz mnie?- z zamyślenia, wyrwał ją stanowczy głos Drayena.
-Hm?-zatrzymała się.
-Co przed chwilą powiedziałem?-spojrzał na nią rozbawiony.
-Żebym...uważała po drodze, bo jest tu pełno pułapek-odparła, dostrzegając je teraz, ukryte pod liśćmi i mchem.
Pokiwał głową z uznaniem.
-No proszę, spostrzegawcza jesteś.-uśmiechnął się. Ruszyli dalej, aż dotarli do rwącego wodospadu. Ivanne spojrzała na elfa.
-Jak chcesz tędy przejść?-spytała. Ku jej niemałemu zaskoczeniu, mężczyzna wszedł do wody, wyjmując linę. Szarpnął za nią, a z wody wynurzyła się cieniutka kładka. Przywiązał koniec sznura do drzewa.
-Ależ tak-odpowiedział z uśmiechem. Wywróciła oczami i weszła pierwsza na chyboczący się prowizoryczny mostek. Nie było to takie łatwe. Był mokry i chwiał się przy każdym kroku. Ścisnęła mocno linę i powoli przesuwała stopy. Kiedy poczuła się pewniej, przyspieszyła, lecz noga zsunęła jej się z podestu. Ivanne straciła równowagę, nie wylądowała w wodzie. Drayen złapał ją, pomagając stanąć z powrotem na kładce.
-Dziękuję-odparła, widząc, że chce coś powiedzieć, uniosła dłoń-daruj sobie komentarze.
-Chciałem tylko powiedzieć, że możesz mnie już puścić. -odparł z uśmiechem. Rzeczywiście, przebrnęli przez wodospad i stali na suchym lądzie. Ivanne szybko odskoczyła od niego, zajmując się nagle swoją koszulą. Elf pokręcił głową i poprowadził ją do kryjówki, gdzie, ku jej wielkiemu zdumieniu kłębiła się niezliczona liczba wszystkich ras Śródziemia. Nie mogła uwierzyć własnym oczom. Rozejrzała się po ogromnej jaskini, nie wiedząc na czym zawiesić wzrok.
- To są wszyscy?-spytała wskazując dłonią skupiska ras przy ogniskach.
Drayen pokręcił głową.
-Nie,jesteśmy dopiero na pierwszej kondygnacji, jaskinia ciągnie się głęboko w dół.
-Och...to teraz, to co mówiłeś o walce z tym Trzynastym, ma sens.
-Mam taką nadzieję. Ale i tak potrzebowaliśmy ciebie. Gandalf powiedział...
Przerwał im radosny krzyk
-Ivanne! Ivanne!
Dziewczyna odwróciła się.

sobota, 14 marca 2015

Nieznana historia Śródziemia, Rozdział XX: Śmierć przychodzi znikąd

-Wstawać podłe łachudry!-wrzasnął ork i kopnął Derien w brzuch. Wypuściła ze świstem powietrze, zataczając się na ziemi. Ork zacharczał i poszedł budzić pozostałych jeńców. Fili podszedł do druidki.
-Wszystko w porządku?-spytał z troską. Pomógł jej wstać.

-Nie najgorzej.-szepnęła, trzymając się za obolały brzuch.

Uśmiechnął się. Podeszli do szeregu na środku obozu. Po krótkiej chwili, ruszyli w dalszą drogę. Zaczął padać deszcz, niedługo potem na drodze zrobiło się błoto a ubrania zaczęły przyklejać się do skóry.

-Ślisko, mokro, na dodatek śmierdzi orkami.-skwitował Gimli.

-Zamknij się!- warknął jeden z nich i krasnolud dostał po głowie.

Nagle usłyszeli głośny plask. Wszyscy odwrócili się i zobaczyli leżącego Oriego, zwijającego się z bólu.

-Wstawaj pokrako!

-Nie mogę...-jęknął płaczliwie.-Chyba skręciłem kostkę!

-Będzie nas spowalniał! Zabić!-usłyszeli rozkaz.

-Stać! Nie!-zdążył krzyknąć Fili,gdy ork chwycił Oriego za włosy i poderżnął gardło. Ori westchnął, krew spłynęła po jego szyi. Upadł bezwiednie na ziemię.

-Nie! Nie!-wrzasnęła Derien. Reszta stała w osłupieniu. Nie byli w stanie uwierzyć w to, co się stało.

-Zabiję was-syknął Fili.-Zabiję!-złapał najbliższego stwora i przycisnął go do drzewa. Zaczął nim potrząsać i obijać wściekle o pień. Niespodziewanie coś łupnęło. Krasnolud poczuł jak nie ruchomieje wbrew woli. Próbował się poruszyć.

-Cóż to za gniew krasssnoludzie?-spytał Trzynasty, który znikąd pojawił się przed nim.

-Zabiliście go!-warknął wściekle Fili.

Skinął głową.

-Faktycznie, to nie było najmądrzejsze. Mógł się jeszszszcze przydać. -westchnął.- Co się stało, to się nie odssstanie.-dodał.

Krasnolud nie odpowiedział. Mierzył wściekle upiora, próbując się poruszyć.

-Nie wierzgaj tak.-pstryknął palcami i Fili z hukiem spadł na ziemię.

-Ruszamy dalej.-wysyczał Trzynasty i zniknął.

Reszta drogi minęła jeńcom w milczeniu i smętnym nastroju. Panowała głucha cisza, przerywana tylko przez odgłos kroków w szumie deszczu. Po pewnym czasie ujrzeli majaczącą w oddali sylwetkę wieży. W miarę jak zbliżali się, widzieli coraz więcej namiotów i warsztatów machin oblężniczych.

-Wojna nadchodzi.-szepnęła ze strachem Derien.

.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../

Ivanne podążała szlakiem południowym, który biegł przez wąski wąwóz górski i duży Las Sothnen. Zarzuciła miecze na plecy i okryła się peleryną. Weszła wgłąb ciemnej puszczy. Rozejrzała się. Wokół słychać było tylko cichy śpiew ptaków. Spojrzała na trakt; nie było na niej żadnych śladów. Westchnęła i ruszyła powoli przed siebie, wpatrując się w błotnistą ścieżkę. Wyszła na polanę. Nagle przystanęła, czując metaliczny zapach krwi. Podniosła wzrok; zobaczyła leżącą postać otoczoną czerwoną kałużą, częściowo rozmytą przez deszcz. Podeszła ostrożnie, stawiając powoli kroki. Przykucnęła. Chwyciła postać za ramię i przekręciła na plecy.

-Ori!-krzyknęła. Dotknęła jego szyi. Spojrzała na ranę. Poczuła płynące po policzkach łzy.-Ori...-szepnęła. Siedziała przy nim chwilę. Usypała mu grób z kamieni, żałując że nie może sprawić godniejszego pochówku. Uczciła pamięć dzielnego krasnoluda najlepiej jak mogła. Przynajmniej narazie.

-Teraz trzeba nie dopuścić by reszta zginęła.-mruknęła do siebie, pociągając łyk lekarstwa. Odrzuciła pustą fiolkę i ze zdwojoną determinacją, ruszyła dalej.

.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../

Zaprowadzili ich do wieży i skierowali w dół. Fili nie pamiętał jak długo schodzili krętymi schodami, zdawało się to trwać w nieskończoność. W końcu ujrzeli żelazne kraty, przy których stało dwóch strażników. Otworzyli i zaprowadzili jeńców do poszczególnych cel. Fili poczuł jak upada na ciężką posadzkę. Jęknął cicho i poczuł jak ktoś pomaga mu wstać.

-Miło cię widzieć książę Fili.-usłyszał znajomy głos.

-Elrond?!-spytał zszokowany krasnolud. W celi panował półmrok ale zdołał dostrzec twarz elfa. Ten uśmiechnął się i skinął głową.

-Jak to się stało?-Fili nie mógł uwierzyć w ironię losu.

-Jechałem na zebranie Białej Rady. Nagle otoczyła mnie grupa orków i tych wschodnich wojowników. Poczułem że nie mogę się ruszyć i zobaczyłem ...Trzynastego.-odwrócił wzrok.

-My wracaliśmy z delegacji u Thranduila.-odparł.

-Siedzi obok.-westchnął Elrond.

-Jak to "obok"?!

-Trzynasty stara się pojmać wszystkich władców Śródziemia. W ten sposób zapanuje chwilowy chaos i będzie miał szansę uderzyć. Z łatwością wygra wtedy wojnę.-wyjaśnił.

Fili usiadł cięzko pod ścianą. Elf podszedł do niego.

-Z tego co wiem, nie ujęto jeszcze Galadieri i twojego wujka.

-Wszystko w rękach Thorina.-westchnął Fili.

-Bądźmy dobrej myśli.

-Tak, tylko ona narazie nam została.

.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../

Zapadał zmierzch, kiedy Ivanne usłyszała przytłumione głosy, dochodzące z oddali. Otworzyła oczy. "Medytacja to przydatna rzecz"-pomyślała, naciągając mocniej kaptur. Pochyliła się i przemykając zwinnie z cienia w cień, zanurkowała w najbliższych krzakach. Odliczyła do dziesięciu, wyrównując oddech. Wyjrzała ostrożnie. Omiotła wzrokiem teren. Pole namiotów, warsztatów oblężniczych a po środku wielka, ciemna wieża.

-Wojna jak nic-skwitowała szeptem do siebie. Po chwili usłyszała kroki; nadciągało kilku wartowników. Ivanne schowała się w krzakach, przylegając do ziemi.

-Ech, ciężkie jest życie żołnierza.-powiedział pierwszy.

-No cóż.-odparł drugi.

-Nie rozumiem Trzynastego. Po co mu to? I po co mu jeszcze Thorin?

"Tata"-przemknęło jej przez myśl i wsłuchała się uważniej w rozmowę.

-No wiesz, nikt nigdy nie rozumie tych złych. Ale zawsze jakiś powód mają.

-No tak, w sumie racja.- głosy zaczęły się oddalać. Ivanne podniosła się bezszelestnie i pochylona, ruszyła powoli za strażnikami. Po chwili weszli w cień. Ivanne wyjęła sztylet i już miała zaatakować, gdy poczuła pulsujący ból z tyłu głowy. Przed oczami zrobiło się nagle ciemno i ostatnie co zapamiętała to bliskie spotkanie z ziemią.

piątek, 6 lutego 2015

Nieznana historia Śródziemia, Rozdział XIX: Każdy początek ma swój koniec

Thorin rozejrzał się po bramie granicznej. Dookoła leżeli martwi ludzie z Nocnej Straży.

-Co tu się stało?-zapytał jednego z ocalałych.

-Nie wiem panie. To było jak...To było dziwne. Czarna postać na murze. Wyglądała jak cień. Mówiła w jakimś dziwnym języku. Chcieliśmy do niej podejść ale wtedy...jakby czas się zatrzymał. Wszystko zamarło... Tylko przejmująca cisza i chłód... A potem zpadła ciemność. Ostatnią rzeczą jaką pamiętam...to były jej oczy.-strażnik zdrżał.

Thorin uniósł brew.

-Oczy?

-Tak, panie...

Zamyślił chwilę.

-Istotnie, dziwne...-podszedł do martwego żołnierza. Odwrócił go na plecy i skrzywił się. Trup nie miał rąk i nóg. Twarz wykrzywiał mu potworny grymas, a puste oczodoły jaśniały jeszcze czerwienią. Thorin zasłonił usta, powstrzymując podchodzący mu do gardła obiad.

Wstał i podszedł do Killego.

-Zawiadom Gandalfa, niech zbierze Białą Radę. Wyślij posłańców do wszystkich królestw Śródziemia.

-A jeśli nie odpowiedzą na wezwanie?

-Powiedz, że przybył Trzynasty.-Thorin wskoczył na kucyka i ruszył z eskortą żołnierzy do Ereboru.-Szykuje się wojna jakiej Śródziemie jeszcze nie widziało.

.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../

Ivanne podążała tropem grupy orków i grupy jeńców. W dłoni ściskała zgniecioną fajkę Fillego, licząc na to, że choćby na chwilę doda jej odwagi. Droga była prosta i wciąż zmierzała prosto na południe.

-To trochę dziwne... Dlaczego się nie ukrywają? Taką grupkę na pewno ktoś zauważ...-potknęła się. Chwiała się przez chwilę, próbując zachować równowagę. Spojrzała na owe "coś".

-Na Durina...To przecież...- Odwróciła wzrok. Na skraju traktu leżały kawałki poćwiartowanych ludzi. W życiu nie widziała takiego potwornego widoku.- Człowiek nie mógł zrobić czegoś takiego...-przełknęła ślinę. Cofnęła się i zaczęła biec z powrotem. Zacisnęła dłonie w pięści i poczuła zimny dotyk drewnianej fajki. Zatrzymała się. Przygryzła wargę.

-Nie mogę zostawić brata...On mnie teraz potrzebuje.-mruknęła. Wyjęła miecz. Wzięła głęboki wdech i ze świstem wypuściła powietrze.-Nie panikuj.-skarciła się i wróciła na trakt południowy.

.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../

Fili obudził się. Panowało przejmujące zimno, z ust buchały mu kłęby pary. Spojrzał na ręce i nogi. Były skute kajdanami i łańcuchem łączyły go z pozostałymi towarzyszami. Świt pomału już wschodził. Zadrżał. Rozejrzał się. Nie miał pojęcia gdzie są. Otaczała ich mgła. Orki smacznie spały, pochrapując. Byłby to dobra okazja do ucieczki, obóz wyglądał na niestrzeżony.

-Uważaj o czym myślissssszzzz, krasssnoludzie-usłyszał syczący szept tuż nad uchem. Zamknął oczy. Nie odpowiedział. Rąbek tkaniny delikatnie musnął jego twarz, pogłębiając uczucie chłodu. Uniósł ostroznie powieki. Nikogo w pobliżu nie było. Potrząsnął głową i przy okazji łańcuchami.

-Co się dzieje?-szepnęła zaspana Derien. Oparła brodę o kolana i ziewnęła. Fili uśmiechnął się. Druidka odpowiedziała uśmiechem, rozglądając się po obozowisku. Potarła zziębnięte ramiona.

-Uch...Strasznie tu zimno...

Fili spojrzał na nią i odpiął pelerynę. Przysunął się do Derien i okrył ją.

-Dziękuję...-zarumieniła się lekko. Czyżby...Nie to na pewno z zimna. Wtuliła się w materiał, opierając o ramię Fillego. Krasnolud objął ją niezręcznie. Zdziwiona, uniosła w zaskoczeniu brwi.

-No co? Teraz i mnie jest zimno.-burknął speszony. Druidka wywróciła oczami.

-Ach, ta krasnoludzka duma.-mruknęła pod nosem.

-Ach, ta druidzka przemądrzałość.-mruknął Fili, patrząc na nią z ukosa.

.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../

Thorin objechał pozostałe punkty graniczne. Atak nadszedł na szczęście tylko z jednej strony, dawnej siedziby Saurona Zapomnianego. Rozkazał podwoić straże, sprawdził bramy, wyposażenie i zabezpieczenia określonych punktów strategicznych. W końcu wrócił do Ereboru, gdzie przyspieszył proces szkoleniowy wojska i ogłosił powszechny pobór do armii.

Wracał właśnie z narady, gdy zatrzymał go Balin.

-Thorinie, mam pewne wieści. Niezbyt dobre.-zaczął.

-O co chodzi?

-Widziano księcia Fillego...

-No nareszcie! Ile można wracać z Mirkwood!

-...w towarzystwie grupy więźniów eskortowanych przez orki i dziwną, niedokońca materialną postać.

-Co?! Musimy natchmiast ruszać, to na pew...

-Thorinie...

-To niewybaczalne! Ta parszywa kreatura nie wie z kim zadarła!

-Thorinie...-Balin pomału tracił cierpliwość.

-Porwać królewskiego siostrzeńca?! Księcia?! Co TO sobie wyobraża?! Jak ja go zara...

-Tho-ri-nie...

-Pewnie myśli, że jak jestem niski to i bezbronny?! Ja mu pokaż...

-THORINIE! -krzyknął krasnolud. Król spojrzał na niego zdumiony.

-Balinie, spokojnie. Przecież cię słucham.

-Ale nie dajesz dokończyć.

-Jak to nie daję? Co to za absurd? Przecież ja...

-Och, masz-Balin podał mu papier i poszedł gniewnie mrucząc pod nosem.

Thorin westchnął. Rozwinął arkusz i zaczął czytać. Z każdą linijką jego twarz przyjmowała coraz to nowy wyraz.

-Balinie, czemu mi od razu tego nie powiedziałeś?! -zawołał. Pobiegł do swojej komnaty. Usiadł ciężko na łóżku. Fili uwięziony. Ivanne widziano niedaleko pobojowiska jakie znaleźli tuż przy lesie. Błękitne góry odmówiły pomocy. Żelazne Wzgórza nie podjęły decyzji. Galadiera nie zgadza się na zwołanie Białej Rady, gdyż chwilowo brakuje Elronda. Thranduil wyśle wojska dopiero za miesiąc, jak wyjaśnia, chwilowe braki w armii.

-Ech, z wami wszystkimi...-podszedł do okna. Westchnął i oparł głowę o zimny kamień balustrady.

-Tylko jak Śródziemie okaże się w niebezpieczeństwie, to nagle wszyscy zaczną przyznawać mi rację.

 
 

piątek, 9 stycznia 2015

Nieznana historia Śródziemia, Rozdział XVIII: Czy to już koniec?

Fili wracał galpoem wraz z eskortą 5 towarzyszy do góry. Derien uspkoiła się trochę, choć ciągle rozglądała się niepewnie na boki. Miała nieodparte wrażenie, że ktoś lub COŚ ich śledzi. Powiedziała o tym Fillemu na którymś postoju. Spojrzał na nią, mrużąc oczy ale skinął głową i wysłał zwiadowców. Jednak nic nie znaleźli. "Pewnie jestem przewrażliwiona"-pomyślała, lecz uczucie ją nie opuściło.
Mknęli przez dzikie równiny, robiąc małe przerwy tylko na posiłek i krótką drzemkę. Po 2 dniach wszyscy byli wyczerpani, na dodatek kucyk Gloina gdzieś zniknął.
-Pięknie, i co teraz? Kucyk nie udźwignie dwóch krasnoludów- westchnął Bofur.
-Może...Gloin pójdzie pieszo za nami?-dodał ktoś inny.
-Nie, to by nas opóźniło...-zaprzeczył Fili.
-Może pojedzie ze mną? Mój koń jest silniejszy od waszych koników, powinien dać radę.-zaproponowała Derien.
-A może wreszcie zrobimy postój?-mruknął Gloin.
-Postój? Hm...-zainteresował się jeden z towarzyszy.
-Przecież pędzimy tak od dwóch dni, do Ereboru został tylko dzień drogi, jutro już tam dojedziemy, wyśpijmy się spokojnie...-argumenty Gloina i ponury nastrój krasnoludów przeważyły sprawę. Najbardziej niezadowolna była Derien.
-Jesteśmy na obcej ziemii, chcecie tu nocować? A kto stanie na warcie? I w ogóle, gdzie widzicie to miejsce do postoju, co?
Krasnoludy rozejrzały się.
-O tam jest miejsce! Tuż przy starym zagajniku!
-Świetnie Ori. A kto stanie na warcie?-druidka nie chciała się przekonać do tego pomysłu.
-Ja.-odparł Fili. Skinąwszy na towarzyszy, szturchnął kucyka i potruchtał ku wyznaczonemu miejscu odpoczynku. Derien z niedowierzeniem pokręciła głową ale nie pozostało jej nic innego, jak ruszyć za krasnoludami.
-Skąd macie pewność, że jest tu bezpiecznie?- wciąż nie dawała za wygraną.
-Właśnie to sprawdzamy.-Fili obejrzał się i ruszył z Bofurem wgłąb zagajnika. Derien zeszła z Gniadowłosego, przywiązała go do drzewa, po czym sama ruszyła na zwiady.
Gdy wróciła, krasnoludy siedziały przy prowizorycznym obozie i grzały się wokół ogniska.
-Ogień? Zupełnie oszaleliście?!
-Jest tu bezpiecznie, nie mamy się czego obawiać.-uspokoił Gloin.
-To, że chwilowo jest bezpiecznie, wcale nie oznacza...
-Derien, jesteśmy tuż przy granicy z Ereborem, nic nam się nie stanie.-westchnął Fili, opierając się o drzewo.
-Już to kiedyś gdzieś słyszałem...-zamyślił się Bofur.
-A to nie było wtedy, jak spotkały was trole?-spytała kąśliwie druidka.
-Dokładnie, wtedy...Zaraz, że co?!
-Derien, nie jestem moim wujkiem, a po za ty...
-No nie wiem. Różnicie się tylko kolorem włosów i oczu.
-Ech, chodźmy już spać.-mruknął Gloin i położył się.
-Właśnie, idź spać druidko.-przytaknął Fili.

Derien niechętnie usadowiła się w pozycji leżącej tuż przy ognisku. Owinęła się szatą i spróbowała zasnąć. Nie mogła jednak powstrzymać pewnej myśli, która pojawiła się w jej głowie:

"Skoro jest tu bezpiecznie i jesteśmy przy granicach Ereboru, to dlaczego mam ciągłe wrażenie, że coś nas zaraz zaatakuje? No i gdzie są ci strażnicy graniczni?!"

.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../

Ivanne spakowała swoje skromny dobytek, który składał się głównie z ubrań i lekarstw dostarczonych przez wiedźmina. Zawiązała sznurki plecaka i postawiła go przy łóżku. Było za ciemno, żeby wyruszyć gdziekolwiek, a czekała ją dosyć męcząca podróż. Położyła się na łożku i spróbowała się zdrzemnąć.
Nazajutrz, gdy tylko pierwsze promienie słońca musnęły jej twarz, zerwała się z łóżka i szybko przebrała. Pościeliła łóżko, związała włosy, chwyciła plecak i zeszła po cichu na dół. Chwyciła owoce i kawałek chleba na drogę, po czym otworzyła drzwi i wyszła na zewnątrz.
-Wychodzisz bez pożegnania?-usłyszała tuż nad swoim uchem.
-Jakoś nie za specjalnie mam ochotę się żegnać.-odparowała.
-Idziesz na piechotę?
-Konia ci przecież nie zabiorę.
-A jeśli pozwolę ci go wziąć?
-Wiem, że nie pozwolisz.
-Masz rację, do Ereboru nie jest daleko, przejdziesz się.- uniósł prawy kącik ust, a na jego twarzy pojawiło się coś na kształt uśmiechu.
-Jak to nie jest daleko?-zapytała zdezorientowana.
-2 dni drogi i jesteś w "domu".-odpowiedział.
-Dopiero teraz mi o tym mówisz?!
-A pytałaś wcześniej?
Westchnęła.
-Więc dobrze, jestem ci bardzo wdzięczna za uratowanie mnie, za opiekę i trening, za znoszenie moich humorów i kaprysów. Dziekuję, kiedyś się odwdzięczę. A teraz przepraszam, lecz wracam do domu.-posłała mu uśmiech i odwróciła się w stronę lasu.
-Poczekaj, weź to.-podał jej długie zawiniątko.
-Czy to jest...
-Tak, to miecz. Przyda ci się. I nie dziękuj. A konia możesz sobie wziąć. Płotka zna drogę, wróci sama.-odszedł z powrotem do domku.

Ivanne patrzyła jak zamykają się za nim drzwi. Wkroczyła do stajni, oporządziła konia, przytroczyła miecz do pasa i spinając konia, wyjechała z polany. Podążała leśną dróżką, zagłębiając się stopniowo w las. Tym razem jednak uważnie rozglądała się na boki, żeby nie zaskoczyć się tak, jak poprzednim razem.

.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../

Fili szturchnął Bofura. Krasnolud poruszył się niespokojnie i powoli otworzył oczy. Fili machnął ręką przed siebie, pokazując słaby, migoczący punkcik, który stopniowo robił się coraz większy. Bofur skinął głową i obudził Gloina. Rudobrody parsknął, przeciągnął się i wstał cicho. Zaskakująco cicho, jak na niego.

-Z-o-s-t-a-ń n-a c-z-a-t-a-c-h, m-y p-ó-j-d-z-i-e-m-y s-p-r-a-w-dzi-ć c-o t-o.-poruszył bezgłośnie ustami Fili. Gloin przytaknął w odpowiedzi. Tymczasem, ci dwaj zdążyli już odejść, całkowicie rozpływając się w mroku. Stąpali powoli, ostrożnie, patrząc gdzie kładą stopę. Punkt zdawał się być coraz bliżej, Fili poluzował dwa długie noże, a Bofur siegnął po topór. Podeszli bliżej. Była to leżąca, powoli dogasająca pochodnia.

-Co tu robi pochodnia? A jeśli to pułapka?-szepnął Bofur rozglądając się na wszystkie strony.

Fili natychmiast ją zgasił.

-Lepiej wracajmy.-odszepnął Fili, ciągle jednak trzymając dłonie na trzonkach noży. Zwrócili się w stronę obozowiska, kiedy nagle doszedł ich krzyk i szczęk żelaza. Pobiegli tam szybko i zobaczyli sforę orków. Fili natychmiast dobył noży. Podszedł do najbliższego, podciął go i wbił mu nóż w gardło. Zdążył odwrócić się i sparować cios, by Bofur mógł dokończyć dzieło toporem. To był morderczy taniec ostrzy, przeciwnicy byli szybsi od normalnych orków, a przy tym 2 razy więksi.
-Jest ich coraz więcej!-krzyknął Ori i wystrzelił ładunek z procy, który trafił z hukiem do celu.
-Gdzie nasze kucyki?!-zawołał Fili.
-Nie ma! Nie widzę!-krzyknął Gloin.
Derien machnęła kijem i dwójka nadbiegających zapadła się pod ziemię.
-Nie damy rady, uciekajcie! Ja odwrócę ich uwagę!-zamachnęła się i rzuciła kamieniem.
Fili rozejrzał się szybko. "Na Durina".
-Otoczyli nas!
-Zaprzessstańcie walkiii albo go zsssabijemy.-do ich uszu dobiegł przeraźliwy syk. Krasnoludy i druidka odwrócili się i zobaczyli jak "coś" trzyma Oriego za kaptur, przyciskając mu nóż do szyi.
-Ori!-krzyknęła Derien.
-Rzućcie broń.-odezwał się syczący głos.-Inaczej go zsssabiję.
Fili niechętnie wbił noże w ziemię. Jego kompani zrobili to samo.
-Zssswiązać ich!-orki podbiegły do krasnoludów i związały szybko wszystkich po kolei.
-Puścisz go teraz?-spytał Fili.
-Hm...Massssz rację.-nóż powoli przejechał po gardle Oriego. W oczach młodego krasnoluda pojawiły się łzy.
-Proszę, nie chcę umierać...-wyszeptał.-Proszę... Fili.
-Zostaw go!-krzyknął Fili.
-Oddaj nam Oriego!-Gloin zaczął się szamotać ale zarobił tylko parę kopniaków.
-O tak, zssswrócę go wam.-"coś" zamigotało w powietrzu i ujrzeli czarną postać w kapturze. Miała białą, pooraną bliznami twarz, ręce były chude i wysuszone jak u szkieltu, a uśmiech przyprawiał o dreszcze. Jednak największe przerażenie budziły jego oczy, a raczej tam gdzie powinny być. Upiór patrzył na nich dwiema czarnymi, pustymi dziurami. Rozejrzał się po twarzach złapanych i rzucił Oriego na ziemię.
-Mielisssście ssszczęssście.-odparł smutno, jakby ominęła go jakaś nagroda. Po czym odezwał się do orków w ich języku. Potwory przytaknęły i popchnęły skazańców w przeciwnym kierunku. Upiór polewitował na przód, prowadząc.
-To TRZYNASTY.-wyszeptała Derien.-Jeden z NICH.
Fili spojrzał na nią.
-Oby ktoś nas znalazł.

.../.../.../.../.../..../.../.../.../.../.../.../

 
 Ivanne wyjechała z lasu. Przed nią rozciągała się nieduża równina a za nią był zagajnik. Stwierdziła, że to dobre miejsce by odpocząć. Nogi jej zdrętwiały, do tego 3 razy zgubiła ścieżkę. Klępnęła Płotkę w szyję i koń powoli podreptał przez równinę, aż w koncu dotarł do zagajnika. Nagle klacz spłoszyła się, rżąc przeraźliwie.
-Spokojnie, co się dzieje?- Ivanne próbowała uspokić zwierzę ale poskutkowało to tylko upadkiem. -Płotka!-krzyknęła za uciekającym koniem
-Świetnie!-parsknęła podnosząc się z ziemi. Podeszła do zagajnika i ujrzała kilkanaście martwych orków.
-Co tu się stało?-mruknęła do siebie. Obeszła ciała i znalazła ślady, mnóstwo śladów różnych postaci, nie tylko orków. Przysiadła na pieńku. Nagle poczuła coś pod stopą. Zaciekawiona podniosła przedmiot.
-Fajka?-obejrzała ją uważnie. Była lekko zgnieciona, napis jednak był wyraźny.
-Na Durina!-krzyknęła.-Przecież to fajka Fillego.-rozejrzała się ponownie.
-Fili!!! Fili, jesteś tu?!!!
Odpowiedziała jej tylko cisza.

 

 
 

piątek, 19 grudnia 2014

Rozdział XVII: Natłok zmian

Ivanne padła na łóżku. W tej chwili wydawało jej się niezwykle miękkie i wygodne. Gdy już myślała, że zaśnie usłyszała donośne wołanie z dołu:
-Koniec przerwy!
Zsunęła się z tego jakże wygodnego mebla i powłócząc nogami, zeszła po schodach na dół.
-Najpierw każe mi wypocząć i nie pozwala mi wyruszyć w dalszą drogę, a teraz sam okłada mnie kijem.-burknęła pod nosem.
-O ile pamiętam, to był twój pomysł.-białowłosy odezwał się za jej plecami.- Nie narzucałbym ci takiego tempa, gdybyś została u mnie dłużej, to...
-Nie.-przerwała mu.-Moja rodzina się o mnie martwi.
-Ivanne, twoja rodzina jest tutaj.-wywrócił oczami.-Naprawdę nie musisz do nich wracać.
-Nie!-krzyknęła.
-Przecież to ja jestem twoim ojcem.-odparł spokojnie.
-Tak? A kto mnie wychowywał?! Kto opowiadał mi bajki na dobranoc?! Kto mnie przytulał, kiedy się bałam?! Kto opatrywał mi siniaki i zadrapania?! Ty?! Och, wybacz, ciebie w ogóle wtedy nie było!-spojrzała na niego ze złością.
-Owszem nie było mnie wtedy. Ale nie byłem gotowy i było łatwiej...
-I lepiej było opuścić mamę? Bo TOBIE było łatwiej?!
-To nie jest takie proste.-westchnął.
-Mylisz się.
-Jestem wiedźminem i nie sądziłem, że kiedyś będę mógł mieć dzieci.-starał się wyjaśnić ale to tylko pogorszyło sprawę.
-Popatrz, cuda się zdarzają!-zawołała z ironią w głosie.
-Nie kpij, proszę cię.-usiadł ciężko na krześle.
-Wiesz, co? Mogłeś mi w ogóle nie mówić, że jesteś moim ojcem.- podeszła do drzwi.-Bo bycie ojcem nie oznacza zapłodnienia kobiety.-wyszła na dwór.
Białowłosy ponownie westchnął."Pewnie ma rację.-pomyślał-kobiety prawie zawsze mają rację. Tylko dlaczego to do mnie nie dociera?"
-No ile mam jeszcze czekać? Poprawiasz fryzurę?-parsknęła Ivanne, nadal wrogo nastawiona.
Wiedźmin podniósł się powoli ruszył w ślad za dziewczyną. Spojrzała na niego z oddali. "3 dni.-przemknęło jej przez głowę-trzeba je dobrze wykorzystać."

.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../

Fili z radością żegnał elfy. Już miał wsiąść na konia, gdy nagle pojawił się przy nim Thranduil.
-Królu-krasnolud skłonił się.
-Książę Fili jestem ci niezmiernie wdzięczny, że mimo wszystko Thorin wykazał się zdrowym rozsądkiem i nie rozpętał wojny. Mam nadzieję, że nasza pomoc w poszukiwaniu księżniczki jakoś złagodzi gniew Króla pod Górą.-elf złożył ręce i spojrzał na Fillego.
-Król jest niezmiernie wdzięczny za pomoc.-odparł.
-Proszę jeszcze o jedno-Thranduil podał mu zwinęty rulon pergaminu.-Przekaż to Thorinowi.
-Oczywiście.-Fili wziął pergamin i schował za płaszcz. Skłonił sie jeszcze raz przed królem, poprawił juki i wsiadł na kucyka.
-Niechaj sprzyja ci szczęście, potomku Durina.-pożegnał go elf.
-I niechaj gwiazdy nad tobą czuwają.-dokończył krasnolud. Ruszyli leśną ścieżką, prowadzeni przez eskortę strażników. Gdy przejechali przez bramę Mrocznej Puszczy, wymienili to samo pozdrowienie i krasnoludy dalej ruszyły same.
-Jak to dobrze, że już koniec.-powiedział po pewnym czasie Fili.-Negocjacje to koszmar.
-Wiesz książę, takie są obowiązki królewskiej rodziny.-odparł Gloin.
-Tak ale...czasem wolałbym być zwykłym krasnoludem. Nikt nie musiałby mi się kłaniać, nie tytułowaliby mnie księciem, nie nosiłbym tych wykwintnych szat...a przede wszystkim nie ciążyła by na mnie taka odpowiedzialność...-westchnął.
Gloin przyjrzał się młodemu krasnoludowi. Był zamyślony, niebieskie oczy skupiły się na jakimś punkcie, dostrzegalnym tylko dla niego.
-To oznacza, że będziesz mądrym królem.-stwierdził.
-To miłe, nie mam jednak pojęcia, skąd możesz to wiedzieć przyjacielu.
-Takie rzeczy się po prostu czuje.-odparł Gloin.-a teraz nie smuć się; pomyśl, że w domu czeka na nas dobre, krasnoludzkie piwo!-zaśmiał się rudobrody krasnolud.
Fili spojrzał na niego i również się uśmiechnął.

.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../

Ivanne siedziała na trawie. Czuła powiew wiatru targający jej włosy, delikatne promienie muskające jej twarz i delikatny zapach ziemi.
-Wycisz się, medytacja pomaga ci się oczyścić. Jest równie ważna przed walką jak i po niej.
-Jasne.-mruknęła.
-Wycisz się.
-Yhm.
-Uspokój myśli.
-Taa...
-Zapomnij o problemach.
-Czy...
-Kontroluj oddech.
-Czy wreszcie...
-Wyłącz zmysły.
-Czy wreszcie się zamkniesz?-wyszeptała z kpiącym uśmiechem na ustach, nie otwierając przy tym oczu. Wiedźmin zmierzył ją wzrokiem.
-Krasnoludzkie wychowanie.-mruknął.

.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../

-Tu możemy urządzić postój.-stwierdził Fili, rozglądając się po niedużej polanie. Krasnoludy z ulgą przyjęły jego propozycję, zsiadając z koni.
-Kochana ziemia. Tęskniłem.-usłyszał i odwrocił się. Spjrzał na Gloina całującego ziemię. Wywrócił tylko oczami. Usiadł przy pomału powstającym obozowisku. Miał się właśnie zdrzemnąć, gdy spostrzegł tumany kurzu w oddali. Zbliżała się do nich postać na gniadym koniu. Fili przyjrzał się jej uważnie. Znał skądś tego konia...
Postać machnęła jakimś kijem, który zaświecił na zielono.
-To Derien!
Druidka wjechała do obozowiska. Zeskoczyła zziajana i zmęczona równie mocno jak jej koń. Fili podszedł do niej.
-Derien! Wszystko w porządku?-zapytał. Druidka zachwiała się na nogach i oparła o ramię krasnoluda.
-Pozwól mi usiąść.-wymamrotała tylko. Krasnolud posadził ją na trawie i oparł przy pobliskim konarze.
-Zajmijcie się jej koniem!- rozkazał swoim towrzyszom. Krasnoludy podeszły do Gniadowłosego i zaczęły zdejmować z niego juki.
-Derien, co się stało?-spojrzał na nią z niepokojem. Druidka zsunęła kaptur. Burza czarnych włosów wysypała się na jej ramiona. Napotkała wzrok Fillego. Była przerażona.
-Derien, co się...
-Oni nadchodzą Fili.-ścisnęła jego rękę.-Wszyscy. Cała trzynastka.
-Kto?-młody krasnolud nie wiedział o co jej chodzi.
-Sidorianie, Czarna Trzynastka, Jeźdźcy Śmierci, Wysłannicy Złego jak zwał tak zwał...Obudzili się, rozmumiesz?-rozejrzała się na boki.
-Czy to ci czarnoksiężnicy, którzy już raz podbili całe Śródziemie?
-To nie są zwykli czarnoksiężnicy! Sauron przy nich to zwykły wędrowny kuglarz!-krzyknęła, zwracając na siebie uwagę krasnoludów.
-Uspokój się Derien....Trzeba zawiadomić Thorina.-powiedział jakby do siebie. Wstał szybko.
-Koniec postoju, musimy jak najszybciej znaleźć się w Ereborze.-zarządził. Gloin spojrzał na niego zdziwiony.
-Ale przecież nie było jeszcze obiadu...
-Najemy się na miejscu. Wszyscy na koń!- to mówiąc wskoczył na konia. Krasnoludy złożyły prowizoryczny obóz i w ślad za przywódcą dosiadły wierzchowców.
-Zastanów się jeszcze książę, do Ereboru jeszcze 3 dni drogi, nie wiem czy...
-Gloin, rozumiem twą obawę ale mam ważną wiadomość do przekazania.
-Czy jest ona tak ważna, by przerywać obóz?
-Tak, może wybuchnąć wojna! I to nie byle jaka...

Towarzysze spojrzeli po sobie.

-Zatem ruszajmy.

.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../

Ivanne patrzyła jak białowłosy owija jej nogę bandażem. Nie czuła już bólu, noga była praktycznie wyleczona. Po tamtym wspomnieniu została tylko blizna. Gorzej jednak było z jej plecami. Nie wyglądały tak źle jak wtedy, gdy ją uratował ale i tak pomimo różnych specyfików, rany nie dokońca chciały się zabliźnić. Wystarczył gwałtowniejszy ruch i wszystko pękało, powodując pieczenie i paraliż. Po jej intensywnych ćwiczeniach stan się pogorszył ale pomimo jego próśb, chciała dalej je kontynuować.

-Po co ci to?-zapytał, kończąc owijać nogę.
-A tobie?-odparowała. Nie odpowiedział, tylko zajął się jej plecami.
-Wiesz, całkiem nieźle ci idzie. Szybko się uczysz. Walczyłaś już kiedyś, prawda?-zmienił temat.
-Tak. I co z tego?
-Masz już jakieś doświadczenie, to dobrze.-stwierdził, polewając jej rany wodą. Syknęła cicho.
-Boli?-spytał z troską.
-Głupie pytanie.-ucięła krótko i stanowczo. Zapanowała cisza. Po chwili przerwała ją jednak:
-Na co mi to doświadczenie, skoro i tak dałam się złapać?
-Nie zawsze się wygrywa.
-Nie chodzi o wygraną, chodzi o sam fakt, że tak łatwo im poszło.-powiedziała cicho.
-To byli zawodowcy.-odpowiedział.-W ogóle po co chcesz walczyć? Jesteś księżniczką, masz pewnie mnóstwo osobistych strażników.
-Chcę się na coś przydać, a nie bezczynnie stać i patrzeć jak inni giną poświęcając się za mnie. Muszę się bronić sama.-wyjaśniła, jak gdyby było to coś oczywistego.
-Odważne.-skończył bandażować jej plecy. Zabrał butelki i wyszedł z pokoju. Ivanne słuchała jego oddalających się kroków i po chwili podbiegła do okna. Wyjrzała przez nie i pomyślała o Avisie.

"Gdzie jesteś mój biały, czworonożny przyjacielu? Jeśli jest obok ciebie tata, to powiedz mu, że wracam."-mówiła w myślach, patrząc w gwiazdy.

.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../

Thorin wyszedł na balkon i oparł się o kamienną balustradę. Miał widok na całe miasto, które pomimo poźnej pory tętniło życiem. Spojrzał na gwiazdy, dziś było wyjątkowp bezchmurne niebo. Martwił się o Fillego, który długo nie wracał, Killego, który wciąż chodził smętny i o Ivanne, która była gdzieś tam...lub nie żyła. Pokręcił gwałtownie głową. Nie mógł tak myśleć, wiedział, że gdzieś tam jest, czuł to....Chyba, że zaczynał wariować.

-Auuu!-usłyszał wycie dochodzące z sąsiedniego pokoju. Pobiegł tam zaskoczony, wilk jego córki nigdy nie wył jeśli...nie czuł obecności swojej pani!
-Avis, co jest?-Thorin przyklęknął przy nim. Wilk trącił go nosem.

"Zobaczył. Opierała się o okno i patrzyła w niebo. Była smutna. Wyciągnęła rękę przed siebie.

-Avis, jeśli jest obok ciebie tata, powiedz mu, że wracam.-szepnęła cicho."

Thorin przetarł ze zdziwieniem oczy. Siedział w komnacie, przytulony do zwierzaka córki. Avis spojrzał na niego porozumiewawczo.
-Ona żyje.-zrozumiał.-Żyje...-odetchnął z ulgą.

 

 

 

 
 

środa, 17 grudnia 2014

Do wszystkich odwiedzających! I nie tylko :D

Przepraszam, że tak długo nic nie wstawiałam ale brak czasu, a przede wszystkim weny spowodował "zamrożenie" bloga. Miałam wrażenie, że utknęłam w martwym punkcie i totalnie nie miałam pojęcia jak z niego wybrnąć. Nie wiem, czy to dlatego, że święta idą jednak postanowiłam, że wezmę się w garść i doprowadzę tą historię do końca. Mam nadzieję, że mnie zrozumiecie :)
Pozdrawiam Wszystkich i zapraszam do czytania...i śledzenia :)

~Dragon Fan

wtorek, 16 grudnia 2014

Nieznana historia Śródziemia, Rozdział XVI: Co dalej? cz.2

-Czy wy się z mamą zmówiliście, czy co? Nie no, ja oszaleję.-wyrzuciła, wstając.-Mam tego dosyć. Moim ojcem jest Thorin, a mamy nie mam. Tak będzie najlepiej.
-I co? Będziesz udawać, że nic się nie stało?
-Tak.-odparła, unosząc głowę.

Mężczyzna westchnął przeciągle.
-Dobrze. Zrobisz jak zechcesz. Tylko musisz jeszcze wypocząć.
-Już wystarczająco długo odpoczywałam.
-Posłuchaj mnie uważnie Ivanne: Minął tydzień odkąd cię znalazłem, a uwierz mi, nawet krasnoludy potrzebują więcej czasu do regeneracji.-spojrzał jej w oczy.
Dziewczyna pokręciła głową.
-Zostanę jeszcze 5 dni. Ale musisz mnie nauczyć walczyć. Sporo już umiem jednak nie na tyle bym mogła sobie sama poradzić.-zdecydowała w końcu.
-Niech będzie.

.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../

Thorin siedział w pokoju. Zdjął koronę z Arcyklejnotem i położył na stole.
-Thorine, chciałeś mnie widzieć.-usłyszał głos Balina dochodzący zza drzwi.
-Wejdź, proszę.-odparł zrezygnowany król.
-Co cię trapi? Coraz gorzej wyglądasz. Czy wszystko w porządku?-zapytał Balin, siadając naprzeciwko Thorina.
-Martwię się o Ivanne. To mnie przerasta. Nie mogę już dłużej panować w takim stanie...Poddani widzą, co się dzieje. Staram się wziąć w garść ale zwyczajnie nie mam już siły.
-Jako król powinnieneś oddzielić sparwy prywatne od spraw królestwa.
-Myślisz przyjacielu, że o tym nie wiem? -Thorin wstał i podszedł do okna.-Ona gdzieś tam jest. Czuję to.
-Thorinie, Ivanne na pewno żyje. To silna dziewczyna, wiesz, że sobie poradzi. Czy Fili wrócił już z delegacji?
-Nie, ma wrócić jutro po południu.
-A Kili?
-Od dwóch dni siedzi w ogrodzie...-westchnął król.
-Widzisz? Zajmijmy sie sprawami doczesnymi. Kili cię potrzebuje. Jest jak twój syn, to prawie twoja krew, na Durina, Thorinie! Jeśli pogrążysz się w rozpaczy to nie pomożesz nikomu.-stwierdził Balin, podchodząc do Thorina.
Król Pod Górą spojrzał na swojego przyjaciela.
-Masz rację, Balinie. Trzeba się w końcu wziąć do pracy. Moja silniejsza postawa, to lepsze samopoczucie chłopców.-wziął koronę, poprawił włosy i ruszył ku ogrodowi.
-Balinie, przygotuj posiedzenie rady za 15 minut. Wiesz o jakie posiedzenie mi chodzi.-uśmiechnął się i ruszył dalej, powiewając peleryną.
-Oczywiście, Wasza Wysokość.-odpowiedział, po czym dodał do siebie.-To jest Thorin jakiego znam.

.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../

Fili ziewnął. "Nigdy więcej negocjacji z elfami."-pomyślał, siedząc przy wielkim stole i zajadając jakże smaczną zieleninę. Westchnął. Siedział tu od 3 dni, a negocjacje jak się zaczęły, tak nie ruszyły do przodu.
-Gloin, wytłumacz mi jeszcze raz, o czym wczoraj rozmawialiśmy?-szturchnął rudobrodego krasnoluda.
-Mój drogi książę, o podatkach i ich wysokości.
-Jakich na brodę Durina, podatkach?!
-Na ziemi niczyjej, granicy oddzielającej królestwo Erebor od Mrocznej Puszczy.
-Do cholery, po co podatki tam gdzie nikt nie mieszka?
-Chodzi o przejazd i opłatę za przekrocznie granicy.-wyjaśnił spokojnie Gloin.
Fili podrapał sie po głowie. "To bez sensu."
-I co ustaliliśmy?-zrobił wyniosłą minę, udając, że wszystko rozumie.
-1 denar za krasnoluda i 3 denary za 1 elfa.-odparł krasnolud.
-Czyli z zyskiem dla nas. To się wujowi spodoba. Ile to ma trwać?
-Traktat obowiązuje okres 3 lat.
-Świetnie. Rozumiem, że podpiszemy go dzisiaj?-zapytał z entuzjazmem Fili.
-Na to wygląda. Musisz jeszcze wygłosić przemowę, podziękowania i przyjąć przeprosiny od księcia Legollasa.-odpowiedział Gloin, przeglądając rozpiskę obrad.
-Najgorsze za nami.-stwierdził z ulgą książę Ereboru.-To ja ide się zdrzemnąć, a ty...masz czas wolny.
-Delegacje z tobą to czysta przyjemność.

.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../

Thorin wszedł do ogrodu.
-Kili? Jesteś tu?-zawołał, rozglądając się.
-Wujek?-zapytał ze zdziwieniem młody krasnolud.-Co tu robisz? Wyszedłeś?
Thorin wywrócił oczami.
-Tak, wyszedłem i stwierdziłem, że cię poszukam.
Kili uśmiechnął się.
-To dobrze, że czujesz się lepiej...-spojrzał na fontannę. Kolorowa woda przybierała najróżniejsze kształty.-Wiesz wuju...Martwię się. A co jeśli coś jej się stało?
-Nawet tak nie mów.-Thorin przyklęknął obok siostrzeńca.-Znasz Ivanne i wiesz, że tak łatwo nie da się skrzywdzić. Zwiadowcy są na dobrym tropie, zobaczysz, niedługo znów ją zobaczymy.-uśmiechnął się do Killego.
Młody krasnolud westchnął. Dręczyły go wyrzuty sumienia. Wiedział, że Fili oszukał wuja po to, by poczuł się lepiej ale nie wiedział czy to dobry pomysł. Liczył na to, że siostra w końcu się z nimi skontaktuje. Widząc jednak, że wuj się uśmiecha i jest taki jak dawniej, uspokoił się i odegnał niepokojące myśli.
-Chodź Kili, zaraz zacznie się rada.-Thorin wstał i ruszył do wyjścia.-Kili?
-Tak, już idę.-młody książę ruszył za królem.

.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../

-Au!- wrzasnęła Ivanne, czując uderzenie na prawym ramieniu.
-Poddajesz się?-zapytał białowłosy.
-Nigdy!
-Ech, widać, że krasnoludy cię wychowywały.-mruknął zrzędliwie pod nosem.
-Nie marudź staruszku!-dziewczyna zamachnęła się i wykonała cięcie z góry.
-Skup się.-mężczyzna sparował cios i podciął ją. Ivanne wywinęła koziołka i padła jak długa na trawę. Białowłosy powoli do niej podszedł.
-1:30 dla mnie. To co, młoda, polecimy do 35?
-Szykuj się na porażkę.-dziewczyna wstała. Poczuła wirowanie w głowie i przysiadła gwałtownie.
-Często zdarza ci się coś takiego?-zapytał zaniepokojony, podtrzymując ją.
-Taak, właśnie dlatego ojciec wysłał mnie do elfów ale niestety nie dotarłam tam, gdyż porwał mnie mój dawny znajomy, świętej pamięci.-odparła trzymając się za głowę.
-Nawet humor masz krasnoludzki.-burknął. Dziewczyna zmierzyła go wściekle wzrokiem.
-Co do twoich "omdleń", musisz kontrolować poziom adrenaliny i osłabienia oragnizmu, a wrazie potrzeby zażyć to.-wyjął zza pazuchy małą buteleczkę. Ivanne przyjrzała się jej uważnie.
-Zażyłam to kiedyś jak byłam chora.
-Kiedy?
-Ranił mnie Cień i umierałam. Derien z Eleną dały mi to-wskazała na butlekę-i poczułam się lepiej.
-To wszystko wyjaśnia...-pokręcił z niedowierzaniem głową.
-Co wyjaśnia?
-Mogły dać ci za dużo albo za mało a twój organizm uzależnił się od tego specyfiku. Jak go wypijesz, dodaje Ci sił i czujesz się lepiej, jeśli go nie bierzesz mdlejesz i jesteś osłabiona...stponiowo umierasz. Musisz brać to po każdej pełni, a wszystko powinno byc dobrze.-wyjaśnił.
-Świetnie...Zawsze marzyłam o byciu uzaleznioną od magicznych specyfików.-parsknęła.
-Przesadzasz.To tylko jeden eliksir, mały eliksir.
Dziewczyna uniosła brew.
-Doprawdy.-wzięła butelkę i wypiła zawartość. Rzeczywiście, poczuła się zdecydowanie lepiej.
-Wiesz, co? Nie znoszę kiedy masz rację.-stwierdziła, patrząc na białowłosego
-Wiesz, co? Ja też nie.

.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../../.../.../.../

Derien galopowała przez pustkowia. Gdy zauważyła zieloną łunę na wschodzie, zwolniła. Dojechała po paru chwilach do lasu. Zeskoczyła z Gniadowłosego i spojrzała na ślady.
-Hm...-mruknęła, przyglądając sie odciskom w ziemi. Rozejrzała się. Tropy biegły dalej wgłąb lasu. Podeszła do juków i wyciągnęła swoją różdżkę. Ruszyła śladem dziwnych odcisków na ziemi. Robiło się coraz ciemniej, stuknęła różdżką o drogę, która rozbłysła. Derien ujrzała krew na drzewach i napis w Mrocznym Języku. Cofnęła się. Potknęła się o korzeń i upadła. Usłyszała trzask obok siebie. Machnęła różdżką i nagle pojawiła się na koniu. Ruszyła czym prędzej, nie oglądając się za siebie. Przerażona mamrotała tylko:
-Oni nadchodzą....Oni nadchodzą....

wtorek, 19 sierpnia 2014

Nieznana historia Śródziemia, Rozdział XV: Co dalej?

Ivanne kołysana jednostajnym krokiem klaczy, usnęła. Zbudził ją dopiero głos białowłosego mężczyzny:
-Wstawaj śpiochu. Jesteśmy na miejscu.
Dziewczyna przetarła zaspane oczy. Przed nią rozciągała się ogromna polana, na środku której stał nieduży domek.
-Co to za miejsce?- spytała zsiadając z konia.
-Tak jakby tu… mieszkam.
-Hm…podoba mi się.-stwierdziła.
-To dobrze, bo na razie tu zostaniesz.-odparł.
-Jak to zostanę?!- wykrzyknęła z oburzeniem, tupiąc nogą.- To się nazywa niewola!
-Nazywaj to sobie jak chcesz. Ja myślę, że to raczej… powrót do zdrowia.-odparował.
-I…I tak ucieknę!
-To uciekaj. Ale w lesie są niedźwiedzie, wilki, wielkie pająki, pchły i inne maszkary, a ty jesteś ranna i daleko nie uciekniesz. Zostaniesz co najwyżej ich obiadem i to też mizernym i śmierdzącym.-pokręcił głową z dezaprobatą.
Ivanne zaniemówiła. Mizerna? No fakt, ostatnio nie jadła zbyt wiele, ale to chyba nie dziwne, patrząc na ostatnie wydarzenia. Ale śmierdząca?
-Jak to „śmierdząca”?! A jak niby miałam się umyć?
-O tym właśnie mówię.-otworzył przed nią drzwi i gestem zaprosił do środka.-Cała chatka jest do twojej dyspozycji, po za moim pokojem.-powiedział mężczyzna.
Zmierzyła go wściekle wzrokiem. Jego twarz skrywał cień kaptura, ale Ivanne mogła przysiąc, że białowłosy się uśmiechnął.
…./…/…/…/…/…/…/…/…/…/…/…/…/…/…/…/…/…/…/…/…/…/…/…/…/…/…/…/…/…/…/…/
Thorin ostatnio źle sypiał. Budził się w środku nocy, zlany potem po kolejnym koszmarze. Jego podkrążone oczy, zamglony wzrok, pogłębiające się zmarszczki na zmęczonej twarzy i coraz szybciej siwiejące włosy mówiły same za siebie. Do tego omdlenia…
Fili i Kili z dnia na dzień coraz bardziej martwili się o wuja. A wszystko to było związane z zaginięciem Ivanne. Dlatego gdy zwiadowcy wreszcie cos znaleźli , bracia natychmiast pobiegli do Thorina.
Król Ereboru siedział na tronie, nieobecnym wzrokiem przeglądając papiery.
-Wuju! Mamy wieści!-krzyknął Kili podbiegając do tronu. Twarz Thorina natychmiast się ożywiła.
-Mówcie.
Fili skinął głową.
-To tak…Nasi zwiadowcy znaleźli szczątki obozu Nocnego Łowcy. Grupa została rozbita, a głowa dowódcy wbita na pal i postawiona na środku zgliszcz z obozu. Avis po dokładnym przeszukaniu znalazł zwęglone ubranie Ivanne oraz jej rzeczy. Myśleliśmy że nie żyje… Ale na szczęście wilk podjął jej zapach i ruszyliśmy tym tropem.- streścił krótko. Thorin uśmiechnął się. Zmęczona twarz wreszcie nabrała blasku.
-Cudownie chłopcy. Jestem z was dumny. Jesteśmy coraz bliżej.
Fili i Kili również się uśmiechnęli. Ukłonili się przed wujem i wyszli z Sali tronowej.
-Czemu nie powiedziałeś mu wszystkiego?-spytał Kili.
-Mianowicie czego?
-Że ślad się urwał i że Ivanne nie widziano w okolicy oraz o zniknięciu Derien.
-Nie chciałem go martwić. Widzisz jak on wygląda? A odrobina dobrych informacji pobudziła go do życia. Zapamiętaj bracie: Dobrych informacji jest zawsze mniej niż złych, dlatego trzeba się cieszyć, że w ogóle są.-rzekł Fili.-Jadę w delegacji dyplomatycznej do elfów. Jedziesz ze mną?
-Nie mam ochoty. Idę do ogrodu Az Kazam…pomodlić się.
-Od kiedy ty się modlisz?
-Od zawsze.-obruszył się Kili.
Flili przyjrzał się bratu.
-No dobrze. Niech ci będzie.
…/…/…/…/…/…/…/…/…/…/…/…/…/…/…/…/…/…/…/…/…/…/…/…/…/…/…/
-Legollasie, w życiu się tak nie zawiodłem!-krzyknął Thranduil.
Młody elf spuścił wzrok.
-Ojcze, tłumaczyłem ci, że…
-Nie obchodzą mnie twoje tłumaczenia! Jesteś najlepszym łucznikiem, księciem Mrocznej Puszczy i moim synem! Jak mogłeś do tego dopuścić?! O mało nie rozpętałeś wojny, a wiesz jaki jest Thorin! I doskonale wiesz, że ta dziewczyna jest jego córką! Dobrze, że książę Fili przyjeżdża  do nas w celach dyplomatycznych, to masz okazję naprawić swój błąd. A teraz idź.- Thranduil odszedł w stronę tronu.
-Nic nie rozumiesz! Matka by zrozumiała!-wykrzyknął powstrzymując łzy.
-Masz rację, nie rozumiem. Być może ONA by zrozumiała ale nie ma JEJ i musisz się z tym pogodzić.-powiedział cicho Thranduil i wyszedł z komnaty zostawiając Legollasa samego.
Młody elf westchnął cicho. Teraz wszyscy mówili, że to jego wina, jaki jest nieodpowiedzialny… Do tego ojciec i jego zachowanie. „Myśli że nie cierpię po śmierci matki? A to 10 rocznica jej śmierci…”-pomyślał ze smutkiem.
-Przecież nie chciałem żeby porwali Ivanne. To nie moja wina, naprawdę starałem się jak mogłem. Przeprosiłem i nic… Oczywiście, jedno potknięcie i jesteś beznadziejny. Ty byś mnie zrozumiała mamo…-mamrotał cicho pod nosem.-Dlaczego kiedy cię potrzebuję, nie możesz być przy mnie?-powiedział sam do siebie. Zdjął naszyjnik z szyi i otworzył go. W środku był portret jego mamy. Usiadł na podłodze i przycisnął go do piersi.-Mamo tak bardzo za tobą tęsknię… I tak bardzo potrzebuję.-szepnął, a łzy spływały mu po policzkach.
…/…/…/…/…/…/…/…/…/…/…/…/…/…/…/…/…/…/…/…/…/…/…/…/…/…/
Derien spakowała rzeczy do dużej sakwy przytroczonej do siodła.
-Nie mogę bezczynnie siedzieć i patrzeć jak moja córka została porwana, prawda Gniadowłosy?-poklepała konia po boku. Wskoczyła na jego grzbiet i pogalopowała przez równiny. „Thorin chyba zrozumie-pomyślała-przekazałam wszystko Fillemu, on się tym zajmie.”
…/…/…/…/…/…/…/…/…/…/…/…/…/…/…/…/…/…/…/…/…/…/…/…/…/../
Ivanne leżała w drewnianej bali. Ciepła woda doskonale łagodziła ból, siniaków, stłuczeń i innych zadrapań. Westchnęła cicho. Miała wystarczająco dużo czasu na rozmyślania. „Ciekawe jak tam ojciec i bracia? Pewnie bardzo się martwią. Musze się jakoś z nimi skontaktować.”-myślała gdy nagle ktoś walnął w drzwi. Przerażona podskoczyła.
-Zajęte!-warknęła.
-Ile można się myć?! Siedzisz tam od godziny!-powiedział wściekle białowłosy.-Jak za 5 minut nie wyjdziesz, wejdę tam i cię wyniosę.
-Dobrze już wychodzę!-spłukała piane z włosów i wtarła ręcznikiem, następnie się nim owijając. Otworzyła drzwi łazienki, rozejrzała się i popędziła szybko do pokoju.
-Co to za syf?!-usłyszała głos białowłosego. Nie krzyczał jednak. On w sumie nigdy nie krzyczy…
-Co się stało?- Ivanne stanęła za nim.
-Posprzątaj to.
-Ale tu nie ma co sprzątać!
-Jak to NIE MA?
-No nie ma.
-Śpisz na dworze.
-Ej no dobrze, już sprzątam!-weszła do łazienki .Wytarła podłogę, otworzyła okno i wylała na zewnątrz wodę z bali.
-I o co tyle hałasu?-mruknęła.
Poszła do swojego pokoju i przebrała się w suche ubrania, które przygotował jej białowłosy. Były trochę za duże ale najważniejsze, że były. Usiadła na łóżku i rozejrzała się po wnętrzu. Był nieduży, cały szary i stały w nim tylko kufer, stół, krzesło i łóżko.
-Warunki jak w krasnoludzkich koszarach.-stwierdziła na głos. Położyła się wygodnie i przymknęła oczy. Musiała chyba zasnąć bo obudziło ją pukanie do drzwi.
-Tak?
Do pokoju wszedł białowłosy.
-Robisz coś ciekawego?-spytał.
-Siedzę i myślę.
-To chodź ze mną.-Ivanne wstała i ruszyła za mężczyzną. Zeszli na dół po schodach i weszli do sypialni.
-Miałam nie wchodzić do tego pokoju…
-Bez mojej zgody. Możesz wejść.
Dziewczyna usiadła na krześle, a białowłosy naprzeciwko niej.
-Miałaś do mnie pytania.-zaczął.
Ivanne zastanowiła się/
-Kim jesteś?
-Wiedźminem.-odparł.
-Wiedźminem?-zapytała zaskoczona-Przecież wiedźminów nie ma…
-A kto ci to powiedział? Podręcznik  do historii?- spytał z nutą sarkazmu w głosie.
-Nie…tak…To nie ma znaczenia!- burknęła widząc jak się uśmiecha.
Wiedźmin westchnął.
-Jest coś jeszcze.
Ivanne zmierzyła go uważnie wzrokiem.
-C-co takiego?
-jestem twoim ojcem.

-Że jak?!

sobota, 17 maja 2014

Nieznana historia Śródziemia, Rozdział XIV: Niewola

Ivanne leżała związana na ziemi. Nie miała siły się ruszyć. Była otępiała z bólu. Najdotkliwiej odczuwała skaleczoną nogę. Reszta pozostawała obojętna. Próbowała zasnąć, ale bała się, że strażnicy znowu przyjdą. Po chwili usłyszała szept:
-Psst! Ej! Wszystko w porządku?
Ivanne podniosła głowę. Podbite oko ograniczyło jej pole widzenia, jednak zauważyła ciemny kształt sunący powoli w jej stronę. Cień usiadł przy niej i w słabym świetle dziewczyna ujrzała rysy nieznajomego. Wysoki, szczupły, ciemnowłosy chłopak, mniej więcej w jej wieku, przysiadł się ostrożnie obok. jego twarz wykrzywił potworny grymas bólu.
-Co ci zrobili?
-Jak to co? To co umieją najlepiej...
Chłopak westchnął ciężko.
-Jak ci na imię?-spytała.
-Eryk, a tobie?
-Ivanne.
-Ivanne z Ereboru?
-Tak, a co ci do tego?- odwróciła się i oparła o drzewo, do którego była przywiązana.
-No wiesz, wiele rzeczy o tobie słyszałem. Krążą różne plotki...
-I co z tego? Niech sobie gadają co chcą...Ludzie nic, tylko by kłamali i oszukiwali. Wiesz, dlaczego tu jestem? Za to, że jestem inna, rozumiesz? A za co zostałam ukarana? Bo chciałam się uwolnić!-po jej policzkach spłynęły łzy. Eryk niezręcznie ją przytulił.
-Nie wszyscy ludzie są źli...jest jeszcze parę osób, które cenią dobro...
Ivanne odsunęła się.
-Jesteś człowiekiem?
-Tak...Ale mój ojciec był czarodziejem.
dziewczyna nie odezwała się. Westchnęła.
-Ty też jesteś w niewoli?
-Nie, ale przychodzę tutaj, żeby...pomagam więźniom.-odpowiedział Eryk.
-Idź już...mnie i tak nie pomożesz...Idź.-Ivanne osunęła się na ziemię na tyle, na ile pozwoliły jej łańcuchy. Eryk patrzył na nią jeszcze chwilę. Pierwszy raz od paru lat coś w nim drgnęło. Serce zakuło go boleśnie w piersi. wstał cicho z ziemi i bezszelestnie ruszył w stronę zagajnika. Tam, miedzy drzewami przebrał się w czarny strój Nocnego Jastrzębia. Po chwili wrócił do obozowiska, ale nie jako "Eryk ratujący więźniów" tylko jako zabójca. Wszedł do namiotu dowództwa.
-I jak ci się powiodło Eryku?-spytał niski głos zakapturzonej postaci siedzącej za stołem.
-Zdobyłem jej zaufanie.-odparł krótko chłopak.
-Zatem oby tak dalej. Nie popełnię błędu z przeszłości teraz nam się nie wymknie.-mruknął sam do siebie.- Możesz już iść.
Eryk kiwnął głową i wyszedł. Czy na pewno dobrze robił? Pierwszy raz ogarnęły go takie wątpliwości. "Cholera, coś jest ze mną nie tak. Pewnie jestem zmęczony."-pomyślał i już miał iść do swojego namiotu, gdy nagle usłyszał krzyki. Ruszył w stronę źródła hałasu, którym okazała się Ivanne.
-Jak mogłaś?! Oszukałaś mnie! Jak mogłaś?! Zaufałam ci! Ty parszywa zdziro! Kazabrozh!(przekleństwo po krasnoludzku).
-Ivanne, ja...
-Zamilcz! Nie mów do mnie Ivanne! Dla ciebie jestem księżniczką Ereboru!
-Ivanne, zrozum...oni.-postać podeszła bliżej.
Białowłosa splunęła w jej stronę.
-Idź stąd! Kazabrozh. Nienawidzę cię!
-Christina, co tu się dzieje?-przerwał to zamieszanie jeden ze strażników.
-Nic...więzień...
-Jak to nic? Ślepy jesteś, ty bezmózga kaleko? Przecież więzień się szamocze!-zadrwiła Ivanne.
-Zamilcz psie!-strażnik uderzył ją ćwiekowaną rękawiczką w policzek. Po jej twarzy spłynęły strużki krwi.
-O, co za odmiana! Wczoraj było kundlu, dzisiaj psie, a jutro jak? Szczeniaczku?-dziewczyna drwiła dalej nie zważając na konsekwencje.
-Powiedziałem, zamknij się białowłosy mutancie!-strażnik kopnął ją brzuch. Splunęła krwią na jego buty.
-O jak mi przykro! To twoje nowe buty, prawda?
-Christina, idź po Nocnego Łowcę, bo zaraz nie wytrzymam...
-Może lepiej...
-Idź, jak ci każę!!!-Christina pobiegła szybko po dowódcę.
-Pewnie, leć wierna służąco, parszywy kundel na posyłki.-Ivanne dalej wrzeszczała na wszystkich.
Strażnik spoliczkował ją ponownie.
-Zamknij się, bo jak nie...
-Bo jak nie, to co?-niski, potężny głos zabrzmiał donośnie. Obóz umilkł.
-Mój drogi Edmundzie, o ile pamiętam, to JA jeszcze dowodzę w obozie i to JA stwierdzam kogo ukarać. Także WRACAJ do zajęć.-Nocny Łowca przysiadł przy Ivanne.
-Czyżby poprzednia kara była za łagodna?
-Możesz mnie bić ile chcesz, ale ja się nie poddam.- dziewczyna splunęła mu w twarz. otarł się rękawem. W środku gotował się ze złości. Nie dał jednak tego po sobie poznać.
-Taka jesteś pewna?-spojrzał jej prosto w oczy. Żrenice wiedźminki zwężyły się. Bez mrugnięcia odwzajemniła spojrzenie.
-30 batów.- rzucił polecenie i odszedł w stronę namiotu.
-Tchórz!-krzyknęła za nim. Przywiązano ją do pręgierza stojącego na środku obozu. Zaczął padać deszcz.
Usłyszała trzask bicza.
-1!-struga ogromnego bólu zalała jej plecy. Nie krzyknęła.
-2!- gorąco rozlało się po jej ciele.
-3!-poczuła ciepłą krew spływającą po skórze i deszcz łagodzący ból. Nie krzyczała. Nie szamotała się. I tak do końca kary.
-29!-łza spłynęła po jej policzku.
-30!-Nie czuła nic. Odwiązali ją. Słała się ledwo na nogach. Czuła jednak, że zdobyła szacunek obozu. Strażnicy nie ściskali jej ramion, tylko ostrożnie zanieśli do drzewa, gdzie została lżej przywiązana. Zapadła w męczący sen na jawie. "Kiedy to się skończy?"-przemknęło jej przez myśl. Coś jednak mówiło jej że już niedługo. "Pewnie już mnie szukają"-pomyślała, zasypiając.
.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../
-Jak to zgubiliście?!-wrzasnął jakże zazwyczaj spokojny król Ereboru.
-Wybacz mi, ale po prostu straciliśmy ją z oczu...książę Mrocznej Puszczy próbował ratować sytuację. Jednak to tylko pogorszyło sprawę.
-JAK TO STRACILIŚCIE JĄ Z OCZU?!-krzyknął Thorin. Przez chwilę Legollas miał wrażenie, że góra zatrzęsła się pod wpływem jego krzyku.
-Wuju? Co się dzieje?-Kili wbiegł szybko do sali tronowej. Za nim wkroczył Fili.
-CO SIĘ DZIEJE?! Wyobraź sobie, że POZWOLILI NA TO BY IVANNE PORWANO! Moja biedna, mała córeczka...A CO JEŚLI COŚ JEJ SIĘ STAŁO?!
-CO?! Porozmawiamy inaczej długouchy.-Kili podszedł do niego i przycisnął do ściany. Fili chwycił go za ramię.
-Poczekaj, załatwimy to inaczej.-spojrzał elfowi w oczy. Książę zadrżał. Spojrzenie było tak przeraźliwe, ze przebiegły mu ciarki po plecach. Tymczasem Fili zbliżył się.
-Jeśli cokolwiek jej się stało, nie ręczę za siebie. Jeśli choćby spadnie jej włos z głowy, jeśli zobaczę jakąkolwiek ranę na jej ciele, odczujesz to sto razy mocniej. A jeśli-wziął głęboki wdech i wydech- nie żyje, osobiście cie zabiję, tak abyś odczuł to najdotkliwiej jak tylko się da.-zimne, martwe oczy wpatrywały się w przerażonego elfa.
-Nie próbuj uciekać. Znajdziemy cie nawet na drugim końcu Śródziemia.- dodał Kili, głosem pozbawionym emocji.
-Naprawdę tego nie chciałem! Czy możecie to zrozumieć? To było celowe porwanie, inaczej wzięli by też mnie i moich ludzi.
-Idź stąd! IDŹ!-krzyknął Thorin, opadając bezwiednie na tron.
-Jeśli coś jej się stanie, to sobie tego nie wybaczę.-szepnął, ocierając łzę.
-Wuju...My...-Fili nie wiedział, co powiedzieć. pierwszy raz widział jak Thorin syn Thraina syna Throra, płakał. Nie wiedział za bardzo jak ma się zachować
-Wiemy  kto porwał Ivanne. To Nocne Jastrzębie, dowodzone przez Nocnego Łowcę. Siostra miała już z nimi do czynienia…-Kili niepewnie spojrzał na wuja.
-Wyślijcie zwiady, najlepszych tropicieli i jeźdźców Fernstoli.(To konie z kłami z przodu. Przypominają trochę dziki. Specjalna odmiana hodowana przez krasnoludy.) Niech przetrząsną każdy zakamarek Śródziemia. Mają mi ją znaleźć!-rozkazał Thorin.
…/…/…/…/…/…/
-Avis, mój biedny Avis…-mamrotała przez sen Ivanne. Nagle ktoś potrząsnął ją za ramię.
-Wstawaj.-powiedział znajomy głos. Ivanne otworzyła oczy. Zobaczyła Christinę.
-Zostaw mnie. Sama sobie poradzę.
-Ale sama się nie odwiążesz.
-Ha! Zaraz rzucę zaklęcie…
-Nie rzucisz. Widzisz to?-wskazała na klockowaty wisiorek zawieszony na szyi.-Wczoraj ci to założyli, żebyś nie rzucała zaklęć. Niestety nie mogę tego zdjąć. Jest jednak haczyk.Możesz kontaktować się telepatycznie.
-Po co mi to mówisz?-dziewczyna spojrzała na nią podejrzliwie.
Christina uśmiechnęła się.
-Bo wiem, że się uwolnisz i zdołasz uciec.-westchnęła.-Myślisz, że ot tak sama z siebie wróciłam tutaj? Nie. Powiedzieli że coś wam zrobią:Tobie, królowi i reszcie. Staliście się dla mnie rodziną. Nie chciałam tego. Ale powiedzieli, że jeśli im powiem gdzie jedziesz, to nic ci nie zrobią…
-Jesteś naiwna Christina. Nawet nie wiesz, jak bardzo.
-Być może.-uśmiechnęła się słabo. Rozwiązała jej więzy. Słuchaj, mam plan, ale na razie rób co ci każę.-szepnęła. Ivanne skinęła głową. Przeszły kawałek.
-Potknij się.
Ivanne upadła.
-Jak idziesz niezdaro!-wrzasnęła Christina.-Nic nie mów, tylko wstań.-poruszyła bezgłośnie wargami.
Ivanne posłusznie stała.
-Chodź szumowino.-kopnęła ją lekko.
-Dobrze pani.-dziewczyna zaczęła udawać.
Przeszły przez obóz. Christina wprowadziła ją do niewielkiego namiotu.
-Eryka już poznałaś, prawda?- w tym momencie czarnowłosy chłopak wyszedł zza kotary przegradzającej część namiotu.
Ivanne westchnęła.
-Błagam cię, ty też?
-Wybacz…Na początku owszem, byłem po stronie Nocnych Jastrzębi ale potem… Christina mnie przekonała, a raczej rzuciła pomysł… i… no wiesz.
Ivanne przeszła się po namiocie.
-To jaki jest plan?
-Na razie zachowujemy normalny ciąg dnia. Czyli siedzisz przywiązana, potem dostajesz resztki z obiadu. Wieczorem mamy przenieść obóz. Wtedy się uwolnisz. Oczywiście więzy będą poluzowane, co ci ułatwi ucieczkę.-wyjaśnił Eryk.
-Dlaczego mi pomagacie?
-Bo…sami pewnie się stąd nie wydostaniemy.
-A ty jesteś moją przyjaciółką, więc za wszelką cenę pomogę ci się stąd wydostać.-odparła Christie.
Ivanne zdobyła się na słaby uśmiech. Naprawdę mi pomożecie?
-Tak.
-To na co czekamy?
Rozpoczęli realizacje planu. Wieczorem jednak cos poszło nie tak. Ivanne przeniesiono w sam środek obozu, tak, że nie miała szans uciec. Tuż przy namiocie dowódcy.
-Na brodę Golgota, czy mogło być gorzej?-sapnęła Ivanne, siedząc przy wejściu do namiotu.
-Wprowadźcie więźnia!-rozkazał niski głos.
-Ale wasza mroczność, mieliśmy dzisiaj przenosić obóz.-rozpoznała głos Eryka.
-Ale zmieniłem zdanie. Dawaj ją tu!
Eryk wyszedł z namiotu i podszedł do Ivanne.
-Ile mam jeszcze czekać?
Eryk szybko odwiązał ją odwiązał i zdjął klockowaty naszyjnik z jej szyi.
-Biegnij.-poruszył bezgłośnie ustami. Ivanne pobiegła między namiotami w stronę lasu.
-JAK TO JEJ NIE MA?! WRRRR!!!-usłyszała krzyk Nocnego Łowcy. Nagle pojawił się przed nią strażnik z piką w dłoni.
-Zna…-miecz przebił jego gardło, z którego trysnęła krew. Ivanne odsunęła się szybko.
-No, jeden z głowy.-powiedział jej wybawca, wycierając błyszczącą klinge o skórzane spodnie. Przyjrzała mu się uważnie. Był wysoki, ubrany w ciemną kurtkę, spodnie i buty za kostkę. Twarz całkowicie zasłaniał kaptur. Rzucił jej okrycie.
-Weź to. Ukryj się pod tamtym zwalonym drzewem. Wrócę po ciebie.
-Kim jesteś? I czemu…
-Na pytania przyjdzie czas. Rób co mówię.-mężczyzna wziął pochodnię i zaczął podpalać namioty. Dziewczyna pobiegła do lasu i ukryła się za pniem drzewa. „Czy dobrze robię? Może to kolejny podstęp?Czy mam jakies inne wyjście?”-pytania krążyły w jej głowie. Po chwili mężczyzna wrócił.
-Chodź, zabiorę cię w bezpieczne miejsce.
Ivanne nie ruszyła się z miejsca.
-Nie, to nie.Za jakieś 30 min, wyruszy za tobą pościg a wtedy już możesz nie mieć takiego szczęścia.
-Kim jesteś?-spytała.
-Przyjacielem.-odparł ciągnąc za sobą konia.
-Czy mogę ci ufać?
-Sama odpowiedz na to pytanie.
Ivanne zagryzła wargi.
-Dokąd mnie zabierzesz?
-Zobaczysz.-gestem wskazał konia.-Będziesz jechała na koniu, pewnie jesteś zmęczona.
Ivanne skinęła głową i wdrapała się na grzbiet konia.
-Jak ma na imię?
-Płotka.
-No to ruczaj, Płotko.-ścisnęła delikatnie jej boki, po czym koń ruszył w drogę. Postać szła obok, a za nimi płonął obóz Nocnego Łowcy.