poniedziałek, 9 września 2013

Nieznana historia Śródziemia, Rozdział X: W poszukiwaniu lekarstwa

Niestety stan Ivanne się pogarszał. Elena i Derien robiły co mogły, jednak to wciąż było za mało.
-Jeśli tak dalej będzie, ona umrze.-powiedziała Derien.
-Trzeba powiedzieć Thorinowi.-stwierdziła Elena.
-Ale wiesz jak on zareaguje. Nie zgodzi się.-rzekła druidka.
-Nie będzie miał wyboru. Tu chodzi o jego córkę.-odrzekła Elena. Poszły do komnaty królewskiej.
-Co?! NIE ZGADZAM SIĘ! Nie ma innego lekarstwa?!- wykrzyknął słysząc o pomyśle przyjaciółek.
-Nie, nie ma! Zrozum, jeśli ich nie poprosisz, ona umrze!-sprzeczała się Elena.
-Genialne. Prosić o pomoc elfy.-odparł sarkastycznie.
-Nie wiesz, bo nie spróbowałeś. My się tu kłócimy tracąc cenny czas, który ty-Derien wskazała na niego palcem-mógłbyś przeznaczyć jadąc do Mrocznej Puszczy.Po chwili dodała ciszej- Thorinie, zrozum. Jeśli dalej będziesz zwlekał, twoje Słoneczko już nie rozbłyśnie.- i wyszła.
-Ona ma rację.-zgodziła się Elena, również wychodząc. Thorin został sam. "W sumie o co ja się kłócę? Jak mi nie dadzą tego lekarstwa odbiorą mi je siłą."-pomyślał i ruszył do stajni. Po drodze zawołał Fillego i Killego. Jechali we trójkę. Podążali leśną ścieżką pędząc w szalonym galopie. Słyszeli tylko tętent kopyt i swoje przyspieszone oddechy. Wiatr dzwonił im w uszach, jesienne liście szeleściły. W oddali majaczyła się potężna strażnica. Nim zbliżyli się do niej, zatrzymała ich nagle grupa uzbrojonych elfów.
-Podajcie swoje imiona.-powiedział jeden z nich.
-Podaj swoje a poznasz moje.-odparł zadziornie Kili.
-Uspokój się, nie mamy na to czasu.-upomniał go Thorin.-Jestem Thorin Dębowa Tarcza, Król pod Samotną Górą, a to moi siostrzeńcy Fili i Kili Książęta pod Samotną Górą.
Elf zmierzył ich wzrokiem. Po chwili jego oblicze rozjaśniło się i odpowiedział już spokojniej:
-A zatem witajcie w Mrocznej Puszczy. Jestem Drayen, Dowódca Leśnej Straży. Chodźcie za mną, zaprowadzę was do króla.- to mówiąc ruszył przed siebie, stąpając bezszelestnie.
-A co ze zwyczajem zawiązywania oczu?- wtrącił się Fili.
-Owszem, stosujemy go nadal. Jednak wy i tak trafilibyście tutaj z powrotem. Po za tym zaszliście aż pod Strażnicę.-po chwili mruknął sam do siebie.-Chyba muszę zmienić wartę.
Ruszyli dalej. W końcu doszli do ciemnej groty. Drayen wyszedł naprzód. Czekali na niego dłuższą chwilę. Gdy wrócił, w dłoni trzymał jasną,dużą kulę zawieszoną na drążku.
- Co to jest?- wyrwało się Killemu.
-To odpowiednik waszej lampy.
Szli ciemnymi korytarzami. W końcu weszli do sali tronowej. Ciężkie dębowe drzwi ustąpiły cicho.
-Wasza wysokość, król Thorin Dębowa Tarcza i jego siostrzeńcy.- oznajmił ciemnowłosy elf.
-Co was do mnie sprowadza?-spytał Thranduil.
-Na uprzejmości nie mam czasu...Potrzebuję lekarstwa o nazwie Endoris, które może uratować moją córkę.-wyjaśnił szybko Thorin.
-Hm...To lekarstwo jest trudne do przyrządzenia i... dlatego ma swoją cenę.- król elfów uważnie spojrzał na Thorina.
-Zapłacę każdą cenę, tylko daj mi to lekarstwo!!!-wykrzyknął oburzony krasnolud.
-Nie tym tonem Thorinie synu Thraina! Nie nadużywaj mojej cierpliwości! Jeszcze jedna taka zniewaga, a już nie będziesz moim gościem, lecz więźniem.-powiedział zirytowany elf.
Thorin upadł na kolana i ukrył twarz w dłoniach. Westchnął ciężko z bezsilności. Thranduil był zdziwiony. Nigdy jeszcze nie widział krasnoluda w takim stanie. Fili i Kili z troską przyglądali się wujowi.
-A więc sytuacja jest poważna.-rzekł elf.
-Błagam, oddam ci wszystko, skarby Ereboru, Arcyklejnot, wszystko! Tylko proszę, daj mi to lekarstwo.-powiedział błagalnie Thorin, wstając. Thranduil zawahał się.
-Nie, nic od ciebie nie chcę. Widać, że dziecko jest ci bardzo drogie, skoro poświęciłbyś Arcyklejnot, żeby dostać lekarstwo.- to mówiąc, wręczył mu małą, fioletową fiolkę.-Powinny wystarczyć trzy krople.- Po czym dodał jeszcze.-Moi strażnicy zaprowadzą cię do końca lasu. Bądź pozdrowiony Thorinie Dębowa Tarczo i niechaj sprzyja ci szczęście.-rzekł na pożegnanie.
-Tobie również Thranduilu, synu Orophera i niechaj gwiazdy nad tobą czuwają.-pożegnał go Thorin. Drayen odprowadził ich do krańca Mrocznej Puszczy.
-Tu nasze drogi się rozstają. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy.-powiedział elf.
-Ja również mam taką nadzieję.-odparł Thorin i spiął konia, ruszając do Ereboru. Gdy odjechali kawałek Kili nie mógł się powstrzymać, żeby nie spytać:
-Przecież nie lubisz elfów. Jakim cudem się z nimi pogodziłeś?
-Trzeba pokonywać własne słabości i kształtować swój charakter.-odrzekł na to Thorin. Narazie jechali kłusem, gdyż ciężko im było manewrować między drzewami. Nagle usłyszeli głośny warkot.
-Orkowie! Musimy przyspieszyć!
W końcu wyjechali na otwarty teren. Zaczęli poganiać swoje wierzchowce, lecz orkowie byli coraz bliżej. Thorin rzucił Killemu drogocenny flakonik z lekarstwem.
-Kili! Ja odciągnę ich uwagę, a ty zanieś to prosto do domu! Nie zatrzymuj się! Fili pójdzie z tobą!
-Nie wujku! Pomogę ci! Będę tylko obciążał Killego-krzyczał Fili.
-Niech będzie. Na trzy...1...2...3! Teraz!-wykrzyknął Thorin i razem z Filim ruszyli w stronę nadciągających wargów. Kili wykorzystał okazję i popędził w stronę Ereboru. Na szczęście zdążył na czas i udało się uratować Ivanne.Następnie oboje zajęli się ratowaniem Thorina i Fillego, ale to już w następnym rozdziale.