piątek, 19 grudnia 2014

Rozdział XVII: Natłok zmian

Ivanne padła na łóżku. W tej chwili wydawało jej się niezwykle miękkie i wygodne. Gdy już myślała, że zaśnie usłyszała donośne wołanie z dołu:
-Koniec przerwy!
Zsunęła się z tego jakże wygodnego mebla i powłócząc nogami, zeszła po schodach na dół.
-Najpierw każe mi wypocząć i nie pozwala mi wyruszyć w dalszą drogę, a teraz sam okłada mnie kijem.-burknęła pod nosem.
-O ile pamiętam, to był twój pomysł.-białowłosy odezwał się za jej plecami.- Nie narzucałbym ci takiego tempa, gdybyś została u mnie dłużej, to...
-Nie.-przerwała mu.-Moja rodzina się o mnie martwi.
-Ivanne, twoja rodzina jest tutaj.-wywrócił oczami.-Naprawdę nie musisz do nich wracać.
-Nie!-krzyknęła.
-Przecież to ja jestem twoim ojcem.-odparł spokojnie.
-Tak? A kto mnie wychowywał?! Kto opowiadał mi bajki na dobranoc?! Kto mnie przytulał, kiedy się bałam?! Kto opatrywał mi siniaki i zadrapania?! Ty?! Och, wybacz, ciebie w ogóle wtedy nie było!-spojrzała na niego ze złością.
-Owszem nie było mnie wtedy. Ale nie byłem gotowy i było łatwiej...
-I lepiej było opuścić mamę? Bo TOBIE było łatwiej?!
-To nie jest takie proste.-westchnął.
-Mylisz się.
-Jestem wiedźminem i nie sądziłem, że kiedyś będę mógł mieć dzieci.-starał się wyjaśnić ale to tylko pogorszyło sprawę.
-Popatrz, cuda się zdarzają!-zawołała z ironią w głosie.
-Nie kpij, proszę cię.-usiadł ciężko na krześle.
-Wiesz, co? Mogłeś mi w ogóle nie mówić, że jesteś moim ojcem.- podeszła do drzwi.-Bo bycie ojcem nie oznacza zapłodnienia kobiety.-wyszła na dwór.
Białowłosy ponownie westchnął."Pewnie ma rację.-pomyślał-kobiety prawie zawsze mają rację. Tylko dlaczego to do mnie nie dociera?"
-No ile mam jeszcze czekać? Poprawiasz fryzurę?-parsknęła Ivanne, nadal wrogo nastawiona.
Wiedźmin podniósł się powoli ruszył w ślad za dziewczyną. Spojrzała na niego z oddali. "3 dni.-przemknęło jej przez głowę-trzeba je dobrze wykorzystać."

.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../

Fili z radością żegnał elfy. Już miał wsiąść na konia, gdy nagle pojawił się przy nim Thranduil.
-Królu-krasnolud skłonił się.
-Książę Fili jestem ci niezmiernie wdzięczny, że mimo wszystko Thorin wykazał się zdrowym rozsądkiem i nie rozpętał wojny. Mam nadzieję, że nasza pomoc w poszukiwaniu księżniczki jakoś złagodzi gniew Króla pod Górą.-elf złożył ręce i spojrzał na Fillego.
-Król jest niezmiernie wdzięczny za pomoc.-odparł.
-Proszę jeszcze o jedno-Thranduil podał mu zwinęty rulon pergaminu.-Przekaż to Thorinowi.
-Oczywiście.-Fili wziął pergamin i schował za płaszcz. Skłonił sie jeszcze raz przed królem, poprawił juki i wsiadł na kucyka.
-Niechaj sprzyja ci szczęście, potomku Durina.-pożegnał go elf.
-I niechaj gwiazdy nad tobą czuwają.-dokończył krasnolud. Ruszyli leśną ścieżką, prowadzeni przez eskortę strażników. Gdy przejechali przez bramę Mrocznej Puszczy, wymienili to samo pozdrowienie i krasnoludy dalej ruszyły same.
-Jak to dobrze, że już koniec.-powiedział po pewnym czasie Fili.-Negocjacje to koszmar.
-Wiesz książę, takie są obowiązki królewskiej rodziny.-odparł Gloin.
-Tak ale...czasem wolałbym być zwykłym krasnoludem. Nikt nie musiałby mi się kłaniać, nie tytułowaliby mnie księciem, nie nosiłbym tych wykwintnych szat...a przede wszystkim nie ciążyła by na mnie taka odpowiedzialność...-westchnął.
Gloin przyjrzał się młodemu krasnoludowi. Był zamyślony, niebieskie oczy skupiły się na jakimś punkcie, dostrzegalnym tylko dla niego.
-To oznacza, że będziesz mądrym królem.-stwierdził.
-To miłe, nie mam jednak pojęcia, skąd możesz to wiedzieć przyjacielu.
-Takie rzeczy się po prostu czuje.-odparł Gloin.-a teraz nie smuć się; pomyśl, że w domu czeka na nas dobre, krasnoludzkie piwo!-zaśmiał się rudobrody krasnolud.
Fili spojrzał na niego i również się uśmiechnął.

.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../

Ivanne siedziała na trawie. Czuła powiew wiatru targający jej włosy, delikatne promienie muskające jej twarz i delikatny zapach ziemi.
-Wycisz się, medytacja pomaga ci się oczyścić. Jest równie ważna przed walką jak i po niej.
-Jasne.-mruknęła.
-Wycisz się.
-Yhm.
-Uspokój myśli.
-Taa...
-Zapomnij o problemach.
-Czy...
-Kontroluj oddech.
-Czy wreszcie...
-Wyłącz zmysły.
-Czy wreszcie się zamkniesz?-wyszeptała z kpiącym uśmiechem na ustach, nie otwierając przy tym oczu. Wiedźmin zmierzył ją wzrokiem.
-Krasnoludzkie wychowanie.-mruknął.

.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../

-Tu możemy urządzić postój.-stwierdził Fili, rozglądając się po niedużej polanie. Krasnoludy z ulgą przyjęły jego propozycję, zsiadając z koni.
-Kochana ziemia. Tęskniłem.-usłyszał i odwrocił się. Spjrzał na Gloina całującego ziemię. Wywrócił tylko oczami. Usiadł przy pomału powstającym obozowisku. Miał się właśnie zdrzemnąć, gdy spostrzegł tumany kurzu w oddali. Zbliżała się do nich postać na gniadym koniu. Fili przyjrzał się jej uważnie. Znał skądś tego konia...
Postać machnęła jakimś kijem, który zaświecił na zielono.
-To Derien!
Druidka wjechała do obozowiska. Zeskoczyła zziajana i zmęczona równie mocno jak jej koń. Fili podszedł do niej.
-Derien! Wszystko w porządku?-zapytał. Druidka zachwiała się na nogach i oparła o ramię krasnoluda.
-Pozwól mi usiąść.-wymamrotała tylko. Krasnolud posadził ją na trawie i oparł przy pobliskim konarze.
-Zajmijcie się jej koniem!- rozkazał swoim towrzyszom. Krasnoludy podeszły do Gniadowłosego i zaczęły zdejmować z niego juki.
-Derien, co się stało?-spojrzał na nią z niepokojem. Druidka zsunęła kaptur. Burza czarnych włosów wysypała się na jej ramiona. Napotkała wzrok Fillego. Była przerażona.
-Derien, co się...
-Oni nadchodzą Fili.-ścisnęła jego rękę.-Wszyscy. Cała trzynastka.
-Kto?-młody krasnolud nie wiedział o co jej chodzi.
-Sidorianie, Czarna Trzynastka, Jeźdźcy Śmierci, Wysłannicy Złego jak zwał tak zwał...Obudzili się, rozmumiesz?-rozejrzała się na boki.
-Czy to ci czarnoksiężnicy, którzy już raz podbili całe Śródziemie?
-To nie są zwykli czarnoksiężnicy! Sauron przy nich to zwykły wędrowny kuglarz!-krzyknęła, zwracając na siebie uwagę krasnoludów.
-Uspokój się Derien....Trzeba zawiadomić Thorina.-powiedział jakby do siebie. Wstał szybko.
-Koniec postoju, musimy jak najszybciej znaleźć się w Ereborze.-zarządził. Gloin spojrzał na niego zdziwiony.
-Ale przecież nie było jeszcze obiadu...
-Najemy się na miejscu. Wszyscy na koń!- to mówiąc wskoczył na konia. Krasnoludy złożyły prowizoryczny obóz i w ślad za przywódcą dosiadły wierzchowców.
-Zastanów się jeszcze książę, do Ereboru jeszcze 3 dni drogi, nie wiem czy...
-Gloin, rozumiem twą obawę ale mam ważną wiadomość do przekazania.
-Czy jest ona tak ważna, by przerywać obóz?
-Tak, może wybuchnąć wojna! I to nie byle jaka...

Towarzysze spojrzeli po sobie.

-Zatem ruszajmy.

.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../

Ivanne patrzyła jak białowłosy owija jej nogę bandażem. Nie czuła już bólu, noga była praktycznie wyleczona. Po tamtym wspomnieniu została tylko blizna. Gorzej jednak było z jej plecami. Nie wyglądały tak źle jak wtedy, gdy ją uratował ale i tak pomimo różnych specyfików, rany nie dokońca chciały się zabliźnić. Wystarczył gwałtowniejszy ruch i wszystko pękało, powodując pieczenie i paraliż. Po jej intensywnych ćwiczeniach stan się pogorszył ale pomimo jego próśb, chciała dalej je kontynuować.

-Po co ci to?-zapytał, kończąc owijać nogę.
-A tobie?-odparowała. Nie odpowiedział, tylko zajął się jej plecami.
-Wiesz, całkiem nieźle ci idzie. Szybko się uczysz. Walczyłaś już kiedyś, prawda?-zmienił temat.
-Tak. I co z tego?
-Masz już jakieś doświadczenie, to dobrze.-stwierdził, polewając jej rany wodą. Syknęła cicho.
-Boli?-spytał z troską.
-Głupie pytanie.-ucięła krótko i stanowczo. Zapanowała cisza. Po chwili przerwała ją jednak:
-Na co mi to doświadczenie, skoro i tak dałam się złapać?
-Nie zawsze się wygrywa.
-Nie chodzi o wygraną, chodzi o sam fakt, że tak łatwo im poszło.-powiedziała cicho.
-To byli zawodowcy.-odpowiedział.-W ogóle po co chcesz walczyć? Jesteś księżniczką, masz pewnie mnóstwo osobistych strażników.
-Chcę się na coś przydać, a nie bezczynnie stać i patrzeć jak inni giną poświęcając się za mnie. Muszę się bronić sama.-wyjaśniła, jak gdyby było to coś oczywistego.
-Odważne.-skończył bandażować jej plecy. Zabrał butelki i wyszedł z pokoju. Ivanne słuchała jego oddalających się kroków i po chwili podbiegła do okna. Wyjrzała przez nie i pomyślała o Avisie.

"Gdzie jesteś mój biały, czworonożny przyjacielu? Jeśli jest obok ciebie tata, to powiedz mu, że wracam."-mówiła w myślach, patrząc w gwiazdy.

.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../

Thorin wyszedł na balkon i oparł się o kamienną balustradę. Miał widok na całe miasto, które pomimo poźnej pory tętniło życiem. Spojrzał na gwiazdy, dziś było wyjątkowp bezchmurne niebo. Martwił się o Fillego, który długo nie wracał, Killego, który wciąż chodził smętny i o Ivanne, która była gdzieś tam...lub nie żyła. Pokręcił gwałtownie głową. Nie mógł tak myśleć, wiedział, że gdzieś tam jest, czuł to....Chyba, że zaczynał wariować.

-Auuu!-usłyszał wycie dochodzące z sąsiedniego pokoju. Pobiegł tam zaskoczony, wilk jego córki nigdy nie wył jeśli...nie czuł obecności swojej pani!
-Avis, co jest?-Thorin przyklęknął przy nim. Wilk trącił go nosem.

"Zobaczył. Opierała się o okno i patrzyła w niebo. Była smutna. Wyciągnęła rękę przed siebie.

-Avis, jeśli jest obok ciebie tata, powiedz mu, że wracam.-szepnęła cicho."

Thorin przetarł ze zdziwieniem oczy. Siedział w komnacie, przytulony do zwierzaka córki. Avis spojrzał na niego porozumiewawczo.
-Ona żyje.-zrozumiał.-Żyje...-odetchnął z ulgą.

 

 

 

 
 

środa, 17 grudnia 2014

Do wszystkich odwiedzających! I nie tylko :D

Przepraszam, że tak długo nic nie wstawiałam ale brak czasu, a przede wszystkim weny spowodował "zamrożenie" bloga. Miałam wrażenie, że utknęłam w martwym punkcie i totalnie nie miałam pojęcia jak z niego wybrnąć. Nie wiem, czy to dlatego, że święta idą jednak postanowiłam, że wezmę się w garść i doprowadzę tą historię do końca. Mam nadzieję, że mnie zrozumiecie :)
Pozdrawiam Wszystkich i zapraszam do czytania...i śledzenia :)

~Dragon Fan

wtorek, 16 grudnia 2014

Nieznana historia Śródziemia, Rozdział XVI: Co dalej? cz.2

-Czy wy się z mamą zmówiliście, czy co? Nie no, ja oszaleję.-wyrzuciła, wstając.-Mam tego dosyć. Moim ojcem jest Thorin, a mamy nie mam. Tak będzie najlepiej.
-I co? Będziesz udawać, że nic się nie stało?
-Tak.-odparła, unosząc głowę.

Mężczyzna westchnął przeciągle.
-Dobrze. Zrobisz jak zechcesz. Tylko musisz jeszcze wypocząć.
-Już wystarczająco długo odpoczywałam.
-Posłuchaj mnie uważnie Ivanne: Minął tydzień odkąd cię znalazłem, a uwierz mi, nawet krasnoludy potrzebują więcej czasu do regeneracji.-spojrzał jej w oczy.
Dziewczyna pokręciła głową.
-Zostanę jeszcze 5 dni. Ale musisz mnie nauczyć walczyć. Sporo już umiem jednak nie na tyle bym mogła sobie sama poradzić.-zdecydowała w końcu.
-Niech będzie.

.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../

Thorin siedział w pokoju. Zdjął koronę z Arcyklejnotem i położył na stole.
-Thorine, chciałeś mnie widzieć.-usłyszał głos Balina dochodzący zza drzwi.
-Wejdź, proszę.-odparł zrezygnowany król.
-Co cię trapi? Coraz gorzej wyglądasz. Czy wszystko w porządku?-zapytał Balin, siadając naprzeciwko Thorina.
-Martwię się o Ivanne. To mnie przerasta. Nie mogę już dłużej panować w takim stanie...Poddani widzą, co się dzieje. Staram się wziąć w garść ale zwyczajnie nie mam już siły.
-Jako król powinnieneś oddzielić sparwy prywatne od spraw królestwa.
-Myślisz przyjacielu, że o tym nie wiem? -Thorin wstał i podszedł do okna.-Ona gdzieś tam jest. Czuję to.
-Thorinie, Ivanne na pewno żyje. To silna dziewczyna, wiesz, że sobie poradzi. Czy Fili wrócił już z delegacji?
-Nie, ma wrócić jutro po południu.
-A Kili?
-Od dwóch dni siedzi w ogrodzie...-westchnął król.
-Widzisz? Zajmijmy sie sprawami doczesnymi. Kili cię potrzebuje. Jest jak twój syn, to prawie twoja krew, na Durina, Thorinie! Jeśli pogrążysz się w rozpaczy to nie pomożesz nikomu.-stwierdził Balin, podchodząc do Thorina.
Król Pod Górą spojrzał na swojego przyjaciela.
-Masz rację, Balinie. Trzeba się w końcu wziąć do pracy. Moja silniejsza postawa, to lepsze samopoczucie chłopców.-wziął koronę, poprawił włosy i ruszył ku ogrodowi.
-Balinie, przygotuj posiedzenie rady za 15 minut. Wiesz o jakie posiedzenie mi chodzi.-uśmiechnął się i ruszył dalej, powiewając peleryną.
-Oczywiście, Wasza Wysokość.-odpowiedział, po czym dodał do siebie.-To jest Thorin jakiego znam.

.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../

Fili ziewnął. "Nigdy więcej negocjacji z elfami."-pomyślał, siedząc przy wielkim stole i zajadając jakże smaczną zieleninę. Westchnął. Siedział tu od 3 dni, a negocjacje jak się zaczęły, tak nie ruszyły do przodu.
-Gloin, wytłumacz mi jeszcze raz, o czym wczoraj rozmawialiśmy?-szturchnął rudobrodego krasnoluda.
-Mój drogi książę, o podatkach i ich wysokości.
-Jakich na brodę Durina, podatkach?!
-Na ziemi niczyjej, granicy oddzielającej królestwo Erebor od Mrocznej Puszczy.
-Do cholery, po co podatki tam gdzie nikt nie mieszka?
-Chodzi o przejazd i opłatę za przekrocznie granicy.-wyjaśnił spokojnie Gloin.
Fili podrapał sie po głowie. "To bez sensu."
-I co ustaliliśmy?-zrobił wyniosłą minę, udając, że wszystko rozumie.
-1 denar za krasnoluda i 3 denary za 1 elfa.-odparł krasnolud.
-Czyli z zyskiem dla nas. To się wujowi spodoba. Ile to ma trwać?
-Traktat obowiązuje okres 3 lat.
-Świetnie. Rozumiem, że podpiszemy go dzisiaj?-zapytał z entuzjazmem Fili.
-Na to wygląda. Musisz jeszcze wygłosić przemowę, podziękowania i przyjąć przeprosiny od księcia Legollasa.-odpowiedział Gloin, przeglądając rozpiskę obrad.
-Najgorsze za nami.-stwierdził z ulgą książę Ereboru.-To ja ide się zdrzemnąć, a ty...masz czas wolny.
-Delegacje z tobą to czysta przyjemność.

.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../

Thorin wszedł do ogrodu.
-Kili? Jesteś tu?-zawołał, rozglądając się.
-Wujek?-zapytał ze zdziwieniem młody krasnolud.-Co tu robisz? Wyszedłeś?
Thorin wywrócił oczami.
-Tak, wyszedłem i stwierdziłem, że cię poszukam.
Kili uśmiechnął się.
-To dobrze, że czujesz się lepiej...-spojrzał na fontannę. Kolorowa woda przybierała najróżniejsze kształty.-Wiesz wuju...Martwię się. A co jeśli coś jej się stało?
-Nawet tak nie mów.-Thorin przyklęknął obok siostrzeńca.-Znasz Ivanne i wiesz, że tak łatwo nie da się skrzywdzić. Zwiadowcy są na dobrym tropie, zobaczysz, niedługo znów ją zobaczymy.-uśmiechnął się do Killego.
Młody krasnolud westchnął. Dręczyły go wyrzuty sumienia. Wiedział, że Fili oszukał wuja po to, by poczuł się lepiej ale nie wiedział czy to dobry pomysł. Liczył na to, że siostra w końcu się z nimi skontaktuje. Widząc jednak, że wuj się uśmiecha i jest taki jak dawniej, uspokoił się i odegnał niepokojące myśli.
-Chodź Kili, zaraz zacznie się rada.-Thorin wstał i ruszył do wyjścia.-Kili?
-Tak, już idę.-młody książę ruszył za królem.

.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../

-Au!- wrzasnęła Ivanne, czując uderzenie na prawym ramieniu.
-Poddajesz się?-zapytał białowłosy.
-Nigdy!
-Ech, widać, że krasnoludy cię wychowywały.-mruknął zrzędliwie pod nosem.
-Nie marudź staruszku!-dziewczyna zamachnęła się i wykonała cięcie z góry.
-Skup się.-mężczyzna sparował cios i podciął ją. Ivanne wywinęła koziołka i padła jak długa na trawę. Białowłosy powoli do niej podszedł.
-1:30 dla mnie. To co, młoda, polecimy do 35?
-Szykuj się na porażkę.-dziewczyna wstała. Poczuła wirowanie w głowie i przysiadła gwałtownie.
-Często zdarza ci się coś takiego?-zapytał zaniepokojony, podtrzymując ją.
-Taak, właśnie dlatego ojciec wysłał mnie do elfów ale niestety nie dotarłam tam, gdyż porwał mnie mój dawny znajomy, świętej pamięci.-odparła trzymając się za głowę.
-Nawet humor masz krasnoludzki.-burknął. Dziewczyna zmierzyła go wściekle wzrokiem.
-Co do twoich "omdleń", musisz kontrolować poziom adrenaliny i osłabienia oragnizmu, a wrazie potrzeby zażyć to.-wyjął zza pazuchy małą buteleczkę. Ivanne przyjrzała się jej uważnie.
-Zażyłam to kiedyś jak byłam chora.
-Kiedy?
-Ranił mnie Cień i umierałam. Derien z Eleną dały mi to-wskazała na butlekę-i poczułam się lepiej.
-To wszystko wyjaśnia...-pokręcił z niedowierzaniem głową.
-Co wyjaśnia?
-Mogły dać ci za dużo albo za mało a twój organizm uzależnił się od tego specyfiku. Jak go wypijesz, dodaje Ci sił i czujesz się lepiej, jeśli go nie bierzesz mdlejesz i jesteś osłabiona...stponiowo umierasz. Musisz brać to po każdej pełni, a wszystko powinno byc dobrze.-wyjaśnił.
-Świetnie...Zawsze marzyłam o byciu uzaleznioną od magicznych specyfików.-parsknęła.
-Przesadzasz.To tylko jeden eliksir, mały eliksir.
Dziewczyna uniosła brew.
-Doprawdy.-wzięła butelkę i wypiła zawartość. Rzeczywiście, poczuła się zdecydowanie lepiej.
-Wiesz, co? Nie znoszę kiedy masz rację.-stwierdziła, patrząc na białowłosego
-Wiesz, co? Ja też nie.

.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../../.../.../.../

Derien galopowała przez pustkowia. Gdy zauważyła zieloną łunę na wschodzie, zwolniła. Dojechała po paru chwilach do lasu. Zeskoczyła z Gniadowłosego i spojrzała na ślady.
-Hm...-mruknęła, przyglądając sie odciskom w ziemi. Rozejrzała się. Tropy biegły dalej wgłąb lasu. Podeszła do juków i wyciągnęła swoją różdżkę. Ruszyła śladem dziwnych odcisków na ziemi. Robiło się coraz ciemniej, stuknęła różdżką o drogę, która rozbłysła. Derien ujrzała krew na drzewach i napis w Mrocznym Języku. Cofnęła się. Potknęła się o korzeń i upadła. Usłyszała trzask obok siebie. Machnęła różdżką i nagle pojawiła się na koniu. Ruszyła czym prędzej, nie oglądając się za siebie. Przerażona mamrotała tylko:
-Oni nadchodzą....Oni nadchodzą....