piątek, 9 stycznia 2015

Nieznana historia Śródziemia, Rozdział XVIII: Czy to już koniec?

Fili wracał galpoem wraz z eskortą 5 towarzyszy do góry. Derien uspkoiła się trochę, choć ciągle rozglądała się niepewnie na boki. Miała nieodparte wrażenie, że ktoś lub COŚ ich śledzi. Powiedziała o tym Fillemu na którymś postoju. Spojrzał na nią, mrużąc oczy ale skinął głową i wysłał zwiadowców. Jednak nic nie znaleźli. "Pewnie jestem przewrażliwiona"-pomyślała, lecz uczucie ją nie opuściło.
Mknęli przez dzikie równiny, robiąc małe przerwy tylko na posiłek i krótką drzemkę. Po 2 dniach wszyscy byli wyczerpani, na dodatek kucyk Gloina gdzieś zniknął.
-Pięknie, i co teraz? Kucyk nie udźwignie dwóch krasnoludów- westchnął Bofur.
-Może...Gloin pójdzie pieszo za nami?-dodał ktoś inny.
-Nie, to by nas opóźniło...-zaprzeczył Fili.
-Może pojedzie ze mną? Mój koń jest silniejszy od waszych koników, powinien dać radę.-zaproponowała Derien.
-A może wreszcie zrobimy postój?-mruknął Gloin.
-Postój? Hm...-zainteresował się jeden z towarzyszy.
-Przecież pędzimy tak od dwóch dni, do Ereboru został tylko dzień drogi, jutro już tam dojedziemy, wyśpijmy się spokojnie...-argumenty Gloina i ponury nastrój krasnoludów przeważyły sprawę. Najbardziej niezadowolna była Derien.
-Jesteśmy na obcej ziemii, chcecie tu nocować? A kto stanie na warcie? I w ogóle, gdzie widzicie to miejsce do postoju, co?
Krasnoludy rozejrzały się.
-O tam jest miejsce! Tuż przy starym zagajniku!
-Świetnie Ori. A kto stanie na warcie?-druidka nie chciała się przekonać do tego pomysłu.
-Ja.-odparł Fili. Skinąwszy na towarzyszy, szturchnął kucyka i potruchtał ku wyznaczonemu miejscu odpoczynku. Derien z niedowierzeniem pokręciła głową ale nie pozostało jej nic innego, jak ruszyć za krasnoludami.
-Skąd macie pewność, że jest tu bezpiecznie?- wciąż nie dawała za wygraną.
-Właśnie to sprawdzamy.-Fili obejrzał się i ruszył z Bofurem wgłąb zagajnika. Derien zeszła z Gniadowłosego, przywiązała go do drzewa, po czym sama ruszyła na zwiady.
Gdy wróciła, krasnoludy siedziały przy prowizorycznym obozie i grzały się wokół ogniska.
-Ogień? Zupełnie oszaleliście?!
-Jest tu bezpiecznie, nie mamy się czego obawiać.-uspokoił Gloin.
-To, że chwilowo jest bezpiecznie, wcale nie oznacza...
-Derien, jesteśmy tuż przy granicy z Ereborem, nic nam się nie stanie.-westchnął Fili, opierając się o drzewo.
-Już to kiedyś gdzieś słyszałem...-zamyślił się Bofur.
-A to nie było wtedy, jak spotkały was trole?-spytała kąśliwie druidka.
-Dokładnie, wtedy...Zaraz, że co?!
-Derien, nie jestem moim wujkiem, a po za ty...
-No nie wiem. Różnicie się tylko kolorem włosów i oczu.
-Ech, chodźmy już spać.-mruknął Gloin i położył się.
-Właśnie, idź spać druidko.-przytaknął Fili.

Derien niechętnie usadowiła się w pozycji leżącej tuż przy ognisku. Owinęła się szatą i spróbowała zasnąć. Nie mogła jednak powstrzymać pewnej myśli, która pojawiła się w jej głowie:

"Skoro jest tu bezpiecznie i jesteśmy przy granicach Ereboru, to dlaczego mam ciągłe wrażenie, że coś nas zaraz zaatakuje? No i gdzie są ci strażnicy graniczni?!"

.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../

Ivanne spakowała swoje skromny dobytek, który składał się głównie z ubrań i lekarstw dostarczonych przez wiedźmina. Zawiązała sznurki plecaka i postawiła go przy łóżku. Było za ciemno, żeby wyruszyć gdziekolwiek, a czekała ją dosyć męcząca podróż. Położyła się na łożku i spróbowała się zdrzemnąć.
Nazajutrz, gdy tylko pierwsze promienie słońca musnęły jej twarz, zerwała się z łóżka i szybko przebrała. Pościeliła łóżko, związała włosy, chwyciła plecak i zeszła po cichu na dół. Chwyciła owoce i kawałek chleba na drogę, po czym otworzyła drzwi i wyszła na zewnątrz.
-Wychodzisz bez pożegnania?-usłyszała tuż nad swoim uchem.
-Jakoś nie za specjalnie mam ochotę się żegnać.-odparowała.
-Idziesz na piechotę?
-Konia ci przecież nie zabiorę.
-A jeśli pozwolę ci go wziąć?
-Wiem, że nie pozwolisz.
-Masz rację, do Ereboru nie jest daleko, przejdziesz się.- uniósł prawy kącik ust, a na jego twarzy pojawiło się coś na kształt uśmiechu.
-Jak to nie jest daleko?-zapytała zdezorientowana.
-2 dni drogi i jesteś w "domu".-odpowiedział.
-Dopiero teraz mi o tym mówisz?!
-A pytałaś wcześniej?
Westchnęła.
-Więc dobrze, jestem ci bardzo wdzięczna za uratowanie mnie, za opiekę i trening, za znoszenie moich humorów i kaprysów. Dziekuję, kiedyś się odwdzięczę. A teraz przepraszam, lecz wracam do domu.-posłała mu uśmiech i odwróciła się w stronę lasu.
-Poczekaj, weź to.-podał jej długie zawiniątko.
-Czy to jest...
-Tak, to miecz. Przyda ci się. I nie dziękuj. A konia możesz sobie wziąć. Płotka zna drogę, wróci sama.-odszedł z powrotem do domku.

Ivanne patrzyła jak zamykają się za nim drzwi. Wkroczyła do stajni, oporządziła konia, przytroczyła miecz do pasa i spinając konia, wyjechała z polany. Podążała leśną dróżką, zagłębiając się stopniowo w las. Tym razem jednak uważnie rozglądała się na boki, żeby nie zaskoczyć się tak, jak poprzednim razem.

.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../.../

Fili szturchnął Bofura. Krasnolud poruszył się niespokojnie i powoli otworzył oczy. Fili machnął ręką przed siebie, pokazując słaby, migoczący punkcik, który stopniowo robił się coraz większy. Bofur skinął głową i obudził Gloina. Rudobrody parsknął, przeciągnął się i wstał cicho. Zaskakująco cicho, jak na niego.

-Z-o-s-t-a-ń n-a c-z-a-t-a-c-h, m-y p-ó-j-d-z-i-e-m-y s-p-r-a-w-dzi-ć c-o t-o.-poruszył bezgłośnie ustami Fili. Gloin przytaknął w odpowiedzi. Tymczasem, ci dwaj zdążyli już odejść, całkowicie rozpływając się w mroku. Stąpali powoli, ostrożnie, patrząc gdzie kładą stopę. Punkt zdawał się być coraz bliżej, Fili poluzował dwa długie noże, a Bofur siegnął po topór. Podeszli bliżej. Była to leżąca, powoli dogasająca pochodnia.

-Co tu robi pochodnia? A jeśli to pułapka?-szepnął Bofur rozglądając się na wszystkie strony.

Fili natychmiast ją zgasił.

-Lepiej wracajmy.-odszepnął Fili, ciągle jednak trzymając dłonie na trzonkach noży. Zwrócili się w stronę obozowiska, kiedy nagle doszedł ich krzyk i szczęk żelaza. Pobiegli tam szybko i zobaczyli sforę orków. Fili natychmiast dobył noży. Podszedł do najbliższego, podciął go i wbił mu nóż w gardło. Zdążył odwrócić się i sparować cios, by Bofur mógł dokończyć dzieło toporem. To był morderczy taniec ostrzy, przeciwnicy byli szybsi od normalnych orków, a przy tym 2 razy więksi.
-Jest ich coraz więcej!-krzyknął Ori i wystrzelił ładunek z procy, który trafił z hukiem do celu.
-Gdzie nasze kucyki?!-zawołał Fili.
-Nie ma! Nie widzę!-krzyknął Gloin.
Derien machnęła kijem i dwójka nadbiegających zapadła się pod ziemię.
-Nie damy rady, uciekajcie! Ja odwrócę ich uwagę!-zamachnęła się i rzuciła kamieniem.
Fili rozejrzał się szybko. "Na Durina".
-Otoczyli nas!
-Zaprzessstańcie walkiii albo go zsssabijemy.-do ich uszu dobiegł przeraźliwy syk. Krasnoludy i druidka odwrócili się i zobaczyli jak "coś" trzyma Oriego za kaptur, przyciskając mu nóż do szyi.
-Ori!-krzyknęła Derien.
-Rzućcie broń.-odezwał się syczący głos.-Inaczej go zsssabiję.
Fili niechętnie wbił noże w ziemię. Jego kompani zrobili to samo.
-Zssswiązać ich!-orki podbiegły do krasnoludów i związały szybko wszystkich po kolei.
-Puścisz go teraz?-spytał Fili.
-Hm...Massssz rację.-nóż powoli przejechał po gardle Oriego. W oczach młodego krasnoluda pojawiły się łzy.
-Proszę, nie chcę umierać...-wyszeptał.-Proszę... Fili.
-Zostaw go!-krzyknął Fili.
-Oddaj nam Oriego!-Gloin zaczął się szamotać ale zarobił tylko parę kopniaków.
-O tak, zssswrócę go wam.-"coś" zamigotało w powietrzu i ujrzeli czarną postać w kapturze. Miała białą, pooraną bliznami twarz, ręce były chude i wysuszone jak u szkieltu, a uśmiech przyprawiał o dreszcze. Jednak największe przerażenie budziły jego oczy, a raczej tam gdzie powinny być. Upiór patrzył na nich dwiema czarnymi, pustymi dziurami. Rozejrzał się po twarzach złapanych i rzucił Oriego na ziemię.
-Mielisssście ssszczęssście.-odparł smutno, jakby ominęła go jakaś nagroda. Po czym odezwał się do orków w ich języku. Potwory przytaknęły i popchnęły skazańców w przeciwnym kierunku. Upiór polewitował na przód, prowadząc.
-To TRZYNASTY.-wyszeptała Derien.-Jeden z NICH.
Fili spojrzał na nią.
-Oby ktoś nas znalazł.

.../.../.../.../.../..../.../.../.../.../.../.../

 
 Ivanne wyjechała z lasu. Przed nią rozciągała się nieduża równina a za nią był zagajnik. Stwierdziła, że to dobre miejsce by odpocząć. Nogi jej zdrętwiały, do tego 3 razy zgubiła ścieżkę. Klępnęła Płotkę w szyję i koń powoli podreptał przez równinę, aż w koncu dotarł do zagajnika. Nagle klacz spłoszyła się, rżąc przeraźliwie.
-Spokojnie, co się dzieje?- Ivanne próbowała uspokić zwierzę ale poskutkowało to tylko upadkiem. -Płotka!-krzyknęła za uciekającym koniem
-Świetnie!-parsknęła podnosząc się z ziemi. Podeszła do zagajnika i ujrzała kilkanaście martwych orków.
-Co tu się stało?-mruknęła do siebie. Obeszła ciała i znalazła ślady, mnóstwo śladów różnych postaci, nie tylko orków. Przysiadła na pieńku. Nagle poczuła coś pod stopą. Zaciekawiona podniosła przedmiot.
-Fajka?-obejrzała ją uważnie. Była lekko zgnieciona, napis jednak był wyraźny.
-Na Durina!-krzyknęła.-Przecież to fajka Fillego.-rozejrzała się ponownie.
-Fili!!! Fili, jesteś tu?!!!
Odpowiedziała jej tylko cisza.